Czyli o edukacyjnej funkcji żartu w sztuce współczesnej

— „Dlaczego na tym obrazie jest penis?”
— „Ponieważ Bóg umarł i wszystko jest seksem”, odpowiada Mamusia[1]

Pierwsze zetknięcie z pracami Miriam Elii budzi w nas lekką konfuzję, która szybko przeradza się w uczucie rozbawienia. Niewielkie książeczki krążą z rąk do rąk — wyciągniętym palcem wskazujemy najbardziej cięte żarty, nieco absurdalne, ale tak bliskie naszej rzeczywistości. To angielski humor niczym z najlepszych skeczy Monty Pythona. Tylko gdzieś głęboko w nas kiełkuje nieśmiało przeczucie, że może to wcale nie jest takie śmieszne…

Wystawa Sztuka polityczna CSW Zamek Ujazdowski, fot. Daniel Czarnocki

Miriam Elia jest brytyjską artystką pracującą w wielu mediach. Tworzy krótkometrażowe filmy, animacje, ilustracje książkowe, słuchowiska radiowe, rysunki i inne. Jak możemy przeczytać na stronie internetowej artystki, jej najbardziej znaną pracą jest art book We go to the gallery, 1a, który publiczność polska miała okazję oglądać na wystawie Sztuka polityczna, otwartej w sierpniu 2021 roku w CSW Zamek Ujazdowski w Warszawie. Książeczka (stworzona wspólnie z bratem Miriam, Ezrą) opowiada o zmaganiach ze sztuką współczesną trójki bohaterów — Johna, Susan i ich mamy. Otwiera ona serię „Dung Beetle” (ang. „Żuk gnojowy”), wzorowaną na kultowych publikacjach dla dzieci z serii „Ladybird” (ang. „Biedronka”) wydawnictwa „Penguin”, ikonicznych książeczkach, na których wychowywały się pokolenia Anglików[2].

W odsłonie zaproponowanej przez brytyjską artystkę widzowie spotykają się ze zbliżoną do pierwowzoru szatą graficzną, a także zaczerpniętym z serii „Ladybird” sposobem nauki dzieci nowych słów poprzez przyswajanie ich kontekstu. Publikacje z serii „Dung Beetle”, zgodnie ze słowem wstępu są przeznaczone dla odbiorców do lat pięciu i przygotowują najmłodszych do funkcjonowania w społeczeństwie. Poznawanie nowych słów wspólnie z Johnem, Susan i ich mamą mają pomóc „zrozumieć podstawowe koncepcje, które dzieci mogą powtarzać w trakcie uroczystych kolacji, aby zaimponować wyedukowanym gościom”[3].

Wystawa Sztuka polityczna CSW Zamek Ujazdowski, fot. Daniel Czarnocki

Zwrócenie uwagi na edukację, która polega na bezkrytycznym przyswajaniu pojęć związanych ze światem sztuki współczesnej, pomimo oporu szukającego związków przyczynowo-skutkowych dziecięcego umysłu, skojarzyło mi się z mechanizmami manipulacji, jakie francuska historyk sztuki Christine Sourgins opisuje w trzecim rozdziale publikacji Les mirages de l'Art contemporain[4]. Badaczka przywołuje tam „słowa klucze” sztuki współczesnej: „zbijać z tropu”, „wprawiać w zakłopotanie”, „intrygować”, „wytrącać z równowagi”[5] itp. Któż z nas chociaż raz w galerii sztuki współczesnej nie poczuł się jak mały John z książeczki Miriam Elii — nie rozumiejący czym jest to, co właśnie ogląda, a co mama podsuwa mu jako obiekt do namysłu. Za Sourgins postawmy sprawę jasno: w znacznej ilości przypadków sztuki współczesnej nie da się zrozumieć, a ogłupiający przekaz subtelnie wykrzywia nasze postrzeganie rzeczywistości. W ten sposób sztuka jest instrumentalizowana i wykorzystywana jako narzędzie zmiany społecznej.

Przedstawione w wydawnictwach „Dung Beetle” poznawanie pojęć ukazanych w krzywym zwierciadle sztuki współczesnej stanowi echo jednej z fundamentalnych zmian jakie dokonały się w XX-wiecznej filozofii[6]. Mowa o zwrocie lingwistycznym, związanym z refleksją takich myślicieli jak Ludwig Wittgenstein czy Richard Rorty. Oskarżenie tych dwóch filozofów o sformułowanie wypaczającej wizji rzeczywistości byłoby równie łopatologiczne jak pojawiające się tu i ówdzie zarzuty kierowane w stronę Friedricha Nietzschego o jego związki z nazizmem. Kroki poczynione przez autorów Tractatus logico-philosophicus i Filozofii a zwierciadła natury sprowadziły jednak ich następców na ścieżkę zanegowania istnienia obiektywnej prawdy na rzecz uznania jej konsensualnego charakteru. Skoro nie istnieje obiektywna rzeczywistość, to prawdziwe jest tylko to, co zostanie uznane za prawdę na drodze porozumienia. Język, jako ostateczne kryterium, staje się narzędziem przekształcania stanów rzeczy. W tym ujęciu władzę narzucania określonych wizji zyskują te podmioty, które dysponują odpowiednią strategią przekonywania do własnych argumentów (lub narzucania ich siłą). Jedną z naczelnych wartości staje się konsensus, który wymaga zaprzeczenia wartościom uznanym przez poszczególnych uczestników dyskusji. Rozwinięcie tego postulatu — na gruncie socjologii — odnajdziemy w twórczości Serge’a Moscovici[7]. Francuski psycholog społeczny zauważył, że mniejszości mają możliwość zdobycia wpływu na większość, ponieważ są lepiej zorganizowane (chociaż często niedoceniane i lekceważone przez ogół) a ich stanowisko jest precyzyjniej określone.

Wystawa Sztuka polityczna CSW Zamek Ujazdowski, fot. Daniel Czarnocki

Wskazane powyżej odniesienia do zwrotu lingwistycznego i zmian w postrzeganiu rzeczywistości (także tej społecznej) nie pozostały osadzone w akademickiej próżni. Ich wpływ na otaczający nas świat jest aż nadto widoczny — co udowadnia również czarny humor książeczek Miriam Elii. Przez cały XX w.[8], z wyraźnym przyspieszeniem w latach sześćdziesiątych, w krajach zachodnich dokonują się przewartościowania podstawowych pojęć społecznych. Zamiast „władzy instytucjonalnej” mamy obecnie „prawa jednostki”, „hierarchię” zastąpiła „równość”, rodzinę — różne jej formy, a życie ludzkie zostało zniuansowane i powoli zrównywane jest z życiem zwierząt i roślin[9]. Wszystko to jest osiągane za pomocą sprytnych manipulacji w ramach „kultury konsensusu”, która najczęściej okazuje się zwykłym konformizmem.

Znaczący wpływ na te zmiany mają również reformy edukacji. Dostrzegalny w krajach zachodnich kryzys rodziny przenosi ciężar wychowania na szkoły, gdzie coraz częściej wkraczają specjaliści od inżynierii społecznej — nauczający zgodnie z nowymi perspektywami pedagogicznymi, gdzie hierarchię nauczyciel-uczeń zastępuje się formami horyzontalnymi. Szkoły przyjazne dziecku[10] promują różne formy „różnorodności”, w tym te związane z tożsamością płciową i orientacją seksualną, prowadząc do utraty stabilnego psychicznego gruntu przez dzieci i młodzież (będących podobnie zagubionymi w świecie jak młodzi bohaterowie książeczek Miriam Elii w galerii sztuki współczesnej).

Wystawa Sztuka polityczna CSW Zamek Ujazdowski, fot. Daniel Czarnocki

W swojej dekonstrukcji starego porządku świata rewolucjoniści kulturowi stopniowo przekształcają rzeczywistość przy pomocy manipulacji i wpływu wywieranemu na coraz młodszych odbiorców. W tym celu istotne jest przygotowanie odpowiedniego gruntu dla wprowadzanych zmian. Aby z większym powodzeniem proponować „nowe”, należy odpowiednio osłabić fundamenty starego porządku. Do tego celu idealnym środkiem okazuje się drwina. Jak w książce Nienawiść do świata. Totalitaryzm i ponowoczesność pisze Chantal Delsol, po klęsce nazizmu i upadku Muru Berlińskiego terror okazał się skompromitowanym narzędziem zarządzania rewolucją[11]. Bardziej skuteczne okazało się ośmieszanie przeciwnika, będąc tym skuteczniejsze, że najczęściej ustrojone jest w obłudne szaty „wolności słowa”. Tutaj jednak trzeba zachować „rewolucyjną czujność” i wiedzieć, z czego można, a z czego nie wolno się śmiać. O ile drwina z chrześcijaństwa stanowi koło zamachowe karier wielu celebrytów (vide Nergal z metalowej grupy Behemoth i jego sądowe Never Ending Story), tak gwiazda stand-upu Dave Chapelle miał spore kłopoty po dowcipach o ruchu LGBTQ+.

Szyderstwo niszczy — często bardziej skutecznie niż terror, ponieważ odbiera ofierze możliwość heroicznego męczeństwa[12]. Tworzenie kultury wymaga mozołu, a Pascalowską „trzcinę myślącą” miażdży na proch najlżejszy podmuch wiatru. Rechot rewolucyjnej antykultury wyrasta z najniższych pobudek i jest banalnie prosty. Dla młodego pokolenia Jan Paweł II nie jest autorem pobudzających intelektualnie encyklik, tylko bohaterem mniej lub bardziej obraźliwych memów, przeważnie absurdalnych.

Wystawa Sztuka polityczna CSW Zamek Ujazdowski, fot. Daniel Czarnocki

W tym kontekście Miriam Elia jawi się jako krytyk antykultury. Wykorzystuje mechanizmy subwersji znane ze sztuki współczesnej, aby obnażać jej instrumentalne traktowanie. Wyśmiewa (z właściwym sobie, brytyjskim wdziękiem) absurdy, jakie spotykamy w galeriach, na które, w swojej niepewności wobec kapitału symbolicznego instytucji, boimy się wskazać. W przypadku angielskiej artystki ironia bierze swoją siłę z wolności jaką daje wystąpienie przeciwko temu, z czego śmiać się nie wolno — nowego „sacrum” art world z jego pseudointelektualnym nadęciem i kastą „kapłanów”, mających monopol na tłumaczenia nam znaczenia poszczególnych prac. W tym przejawia się antyideologiczne nastawienie książeczek „Dung Beetle”, gdyż wyśmiewają to, czego ideologia wyśmiewać zabrania.

Pozornie prosty zabieg, jakiego używa Miriam Elia przy tworzeniu swoich prac, odsłania przed odbiorcami jeszcze głębsze warstwy otaczającej nas kultury. Podporządkowanie rzeczywistości pojęciom, zakorzenione w instrumentalnie wykorzystanym zwrocie lingwistycznym wykracza dalece poza pozornie nieszkodliwą zabawę sztuką współczesną. Przestrzeń galeryjna jest tylko jednym z miejsc odbierania nam wolności, które dokonuje się na wielu polach. Być może dlatego właśnie, śmiejąc się z żartów Miriam, gdzieś na dnie świadomości odczuwamy gorzkie uczucie niepokoju.

Marcel Skierski

Polski historyk sztuki, krytyk i kurator. Doktor nauk humanistycznych w zakresie historii sztuki. Zastępca Dyrektora ds. Programu w Centrum Sztuki Współczesnej Zamek Ujazdowski w Warszawie.

[1] M. Elia, E. Elia, We go to the gallery, Dung Beetle Ltd., 2017, s. 22, tłum. własne.

[2] Dotychczas artystka opublikowała pięć książeczek z tej serii. Pomijając pozycję analizowaną w tym tekście są to: We learn at home, 1b (2016), We go out, 1c (2016), We do Christmas, 1d (2018), oraz We do Lockdown, 2a (2020). Zgodnie z moim stanem wiedzy, aktualnie przygotowywane są kolejne publikacje z serii „Dung Beetle”.

[3] M. Elia, E. Elia, op. cit., s. 2 [wstęp], tłum własne.

[4] Ch. Sourgins, Les mirages de l'Art contemporain, Paryż 2005. W swoim tekście opieram się na tłumaczeniu rozdziału opublikowanym w Artium Quaestiones, patrz: Idem, Zmagania widza ze sztuką współczesną (tłum. Paweł Ignaczak), „Artium Quaestiones” 2010 (21), s. 201-224.

[5] Ibidem, s. 201.

[6] Podobne ustalenia znaleźć w książce Krzysztofa Karonia Historia antykultury. Por. K. Karoń, Historia antykultury. Podstawy wiedzy społecznej. Wersja robocza, Warszawa 2018, s. 458–462.

[7] Mam tutaj na myśli przede wszystkim publikację Psychologie des minorités actives. Por. S. Moscovici, Psychologie des minorités actives, Paryż 1979.

[8] Nie podejmuję się wskazania praźródeł opisywanego w moim tekście stanu rzeczy — być może musiałbym cofnąć się do Rewolucji Francuskiej albo słynnego wystąpienia Martina Lutra, a może nawet do grzechu pierwszych rodziców.

[9] Por. M. Peeters, Globalizacja zachodniej rewolucji kulturowej. Kluczowe pojęcia, mechanizmy działania (tłum. Grzegorz Grygiel), Warszawa 2010, s. 42.

[10] Więcej na ten temat patrz: Ibidem, s. 212—214.

[11] Ch. Delsol, Nienawiść do świata. Totalitaryzm i ponowoczesność (tłum. Marek Chojnacki), Warszawa 2017, s. 68.

[12] Ibidem, s. 73–74.

Pozostało 80% tekstu