Podniesiony z gruzów zabytek czy konserwatorski fałsz? Przykład wyprzedzającej swoją epokę myśli postmodernistycznej czy propagandowo-polityczny gest? Gdzie usytuować pochodzący z XVII wieku, ale zbudowany trzysta lat później Zamek Ujazdowski? Jak owa budowla wypada na tle innych realizacji swoich czasów?

Kanał Piaseczyński i Zamek Ujazdowski, 1919, Źródło: Łazienki Królewskie w starej fotografii, Wydawnictwo Bosz, Warszawa 2014 s. 78, zdjęcie w domenie publicznej, Wikimedia Commons



„CSW nie jest miejscem neutralnym. To nie white cube postawiony gdzieś w mieście, ale miejsce pełne wielu sensów”, mówiła w jednym z wywiadów dyrektorka Centrum Sztuki Współczesnej, Małgorzata Ludwisiak. Zamek Ujazdowski, jako siedziba jednej z kluczowych polskich instytucji prezentujących sztukę najnowszą, nie przypomina innych muzeów. Różni się w wielu aspektach – od samej formy budynku, poprzez jego niezwykłą historię, po współczesną percepcję. Jeśli wpisać go w szerszy kontekst warszawskiej i polskiej architektury, okaże się, że i na tym tle Zamek nie przypomina żadnego ze stołecznych gmachów.

Dorobek architektoniczny ostatnich dekad przyzwyczaił nas do tego, że muzeum przestaliśmy widzieć jako wyłącznie przestrzeń prezentowania dzieł sztuki. Dziś również budynek, w którym się ona mieści, jest swoistym eksponatem. Współczesne muzea projektuje się jako efektowne, oryginalne, wyabstrahowane z otoczenia bryły, które samym swoim wyglądem przyciągają zwiedzających. Co więcej, widowiskowe gmachy muzeów stały się czymś tak oczywistym i oczekiwanym, że nazbyt skromny projekt może nawet wywołać skandal (dobitnym przykładem jest oczywiście pamiętny konkurs na siedzibę Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie z 2007 roku, gdy po wyborze powściągliwego w formie projektu Christiana Kereza jego krytyka doprowadziła do dymisji dyrektora MSN, a ostatecznie, po pięciu latach fatalnych perturbacji, zakończyła się zerwaniem umowy między miastem a architektem). Nie jest przesadą stwierdzenie, że dziś znacznie więcej pisze się o muzeach jako obiektach architektury, niż o miejscach kolekcjonowania czy prezentowania sztuki.

Nie zawsze, rzecz jasna, muzealne budynki miały pełnić funkcję miejskich ikon. Zanim w 1997 roku Frank Gehry zbudował w Bilbao ekstrawaganckie Muzeum Guggenheima, które według powszechnie dystrybuowanej legendy odmieniło los tego hiszpańskiego miasta i stało się wzorem do naśladowania, muzea, także te poświęcone sztuce nowoczesnej, lokowano w gmachach eleganckich i stonowanych, inspirowanych stylami z przeszłości, albo surowo monumentalnych – bo takie uznawano za odpowiednie dla „świątyń sztuki”. Za przykład niech posłużą budowane w latach 30. XX w., na fali wzmożenia narodowego po odzyskaniu niepodległości, Muzea Narodowe w Krakowie i Warszawie, potężne, zimne, uderzające powagą kamienne gmachy. Układając tę nieco uproszczoną typologię muzeów, trzeba wymienić jeszcze trzecią kategorię – to muzea, których siedziby utworzono w istniejących wcześniej i dopasowanych do nowych potrzeb obiektach. Wrocławskie Muzeum Narodowe jest na to przykładem z dawnej epoki, bo z 1948 roku (wtedy to placówka zajęła gmach Rejencji Śląskiej, zbudowany w latach 80. XIX w. w stylu renesansu niderlandzkiego), w tym samym mieście w 2011 roku Muzeum Współczesne rozpoczęło działalność w dawnym schronie z okresu II wojny światowej. Muzeum Śląskie w Katowicach działa w nieczynnej kopalni, krakowski MOCAK – w zabytkowej fabryce Oskara Schindlera, a Mazowieckie Centrum Sztuki Współczesnej „Elektrownia” w Radomiu – w dawnej elektrowni.

W którym z tych światów lokuje się Zamek Ujazdowski? Trudno go nazwać gmachem ikonicznym, nie do końca mieści się w kategorii monumentalnych świątyń sztuki, nie spełnia również warunków obiektu zaadaptowanego do nowych funkcji. Siedziba Centrum Sztuki Współczesnej nie tylko nie daje się sprowadzić do żadnego typu tradycyjnych muzeów. Jest to w ogóle obiekt pełen sprzeczności. Choć uznawany za zabytek sprzed wieków, jest realizacją czasów gierkowskich. Choć należy do ciągu Traktu Królewskiego, położony jest na uboczu – nie tylko pozostaje niewidoczny z ulicy, ale i rzadko wymieniany jest jednym tchem z innymi zabytkami tego szlaku. Choć przetrwał wojnę w całkiem, jak na warszawskie budynki, dobrym stanie, został rozebrany, a następnie zbudowany na nowo w latach 70., w duchu od dawna już wtedy nieaktualnej koncepcji konserwatorskiej. Jego stylizowane na XVIII-wieczne wnętrza są przestrzenią artystycznych eksperymentów sztuki XXI wieku, możliwych dzięki działaniu instytucji utworzonej w przededniu ogłoszenia stanu wojennego.

Zamek Ujazdowski rzadko dyskutowany jest jako obiekt architektury i przykład pewnej specyficznej koncepcji ochrony zabytków. Nie wiadomo, czy wpływ na to ma położenie na uboczu (dosłownie) głównego traktu komunikacyjnego, czy fakt, że opowieść o budynku pozostaje na drugim planie względem artystycznych wydarzeń w jego wnętrzach. A może po prostu dziś, gdy w Warszawie zabytki raczej się burzy niż odbudowuje i restauruje (a decyzje o ich losie coraz częściej podejmują deweloperzy, a nie konserwatorzy), mało kto pamięta czas, kiedy wbrew międzynarodowym konwencjom o ochronie dziedzictwa architektonicznego i z pełną świadomością fałszu konserwatorskiego w Warszawie podnoszono z gruzów historyczną zabudowę. Bo Zamek Ujazdowski, choć odtworzony w drugiej połowie lat 70., powstał według tej samej filozofii, co odbudowane Stare Miasto. Można ją zmieścić w słowach Jana Zachwatowicza, wypowiedzianych podczas Ogólnopolskiej Konferencji Historyków Sztuki w Krakowie w sierpniu 1945 roku: „Nie mogąc zgodzić się na wydarcie nam pomników kultury, będziemy je rekonstruowali, będziemy je odbudowywali od fundamentów, aby przekazać pokoleniom, jeżeli nie autentyczną, to przynajmniej dokładną formę tych pomników (…). Poczucie odpowiedzialności wobec przyszłych pokoleń domaga się odbudowy tego, co nam zniszczono, odbudowy pełnej, świadomej tragizmu popełnianego fałszu konserwatorskiego” (jednocześnie Zachwatowicz zapewniał, że działanie to nie jest tworzeniem nowej doktryny konserwatorskiej, „lecz tylko przyjęciem metody postępowania w okolicznościach szczególnych, dramatycznych”).

Jaka jest historia Zamku Ujazdowskiego? Początki zabudowy tego fragmentu skarpy wiślanej sięgają XIII wieku, gdy Jazdów był grodem należącym do książąt mazowieckich. Zamek zbudował w tym miejscu Zygmunt III Waza na początku XVII wieku; pod koniec tego samego stulecia obiekt przebudowano według projektu Tylmana z Gameren. Gmach kilka razy przechodził z rąk do rąk, np. w latach 20. XVIII w. dzierżawił go od rodziny Lubomirskich August II. To za jego czasów powstał Kanał Królewski (zwany Piaseczyńskim), osiowe założenie wodne, wiodące od podnóża skarpy, na której stoi zamek, w stronę Wisły. W drugiej połowie XVIII w. zmian w obrębie budynku oraz w jego otoczeniu dokonali architekci wynajęci przez króla Stanisława Augusta Poniatowskiego, który kupił zamek na swoją prywatną rezydencję. Wtedy też zamek włączony został do nowego układu urbanistycznego tzw. Osi Stanisławowskiej, obejmującego dzisiejsze Place Politechniki, Zbawiciela, Unii Lubelskiej i Na Rozdrożu. Król, wzorując się na rozwiązaniach przestrzennych Paryża, chciał w ten sposób połączyć swoją rezydencję z miastem. Po I rozbiorze, w obliczu dramatycznych przemian w kraju, król przekazał Zamek Ujazdowski wojsku – i aż do II wojny światowej obiekt pozostawał w wojskowych rękach (było to na przemian wojsko polskie, pruskie i rosyjskie). Zamkowe oficyny częściowo rozebrano, częściowo przekształcono w koszary, teren wokół także zabudowano kompleksem koszarowych pawilonów, których część od początku XIX w. pełniła funkcje szpitalne. Już w 1818 roku powstał tu Centralny Szpital Wojskowy, te same funkcje zamek wraz z towarzyszącymi mu oficynami pełnił i w czasie I wojny światowej, i w okresie międzywojennym. W 1944 roku Zamek Ujazdowski spłonął, jednak jego mury ocalały – razem z zabudowaniami koszarowymi stały aż do lat 50.

Zamek Ujazdowski przetrwał wojnę w na tyle dobrym stanie, że już w 1945 roku miał zostać zaadaptowany na potrzeby Wydziału Architektury Politechniki Warszawskiej – jednak nic z tego planu nie wyszło. W 1947 roku Bolesław Bierut rozważał utworzenie tu rezydencji prezydenta państwa. Z kolei w 1953 roku rozstrzygnięto konkurs architektoniczny na wybudowanie w tym miejscu wielofunkcyjnego Domu Wojska Polskiego (miał służyć nie tylko żołnierzom – działać tu miało także centrum kultury z parkiem ludowym, w sąsiedztwie zamku planowano np. budowę amfiteatru). Józef Sigalin, współtwórca Biura Odbudowy Stolicy, naczelny architekt Warszawy, współprojektant m.in. Trasy W-Z i osiedla MDM, a także autor trzytomowego zapisu dziejów stolicy – Warszawa 19441980. Z archiwum architekta – w tejże książce relacjonuje ustalenia obrad Prezydium Rady Naczelnej Odbudowy Warszawy w 1950 roku: „Uznać otoczenie Kanału Piaseczyńskiego między Czerniakowską a Zamkiem Ujazdowskim za wymagające uporządkowania i udostępnienia; zdecydować przeznaczenie Zamku Ujazdowskiego na cele kulturalne wiązane programowo z parkiem ludowym (czytelnie, biblioteki, wystawy itp.); przeznaczyć odpowiednie sumy na jak najszybsze wykonanie stanu surowego Zamku Ujazdowskiego z doprowadzeniem do porządku elewacji zewnętrznych oraz na uporządkowanie najbliższego otoczenia Zamku, celem udostępnienia go od placu Na Rozdrożu”.

Chęć odbudowy Zamku Ujazdowskiego oraz nadania mu nowych funkcji nie była w tamtym czasie niczym niezwykłym. Trwała wszak odbudowa Starego Miasta i zabudowań Traktu Królewskiego – przedsięwzięcie bezprecedensowe i o bardzo dużej skali. Kosztem zabytków z innych miast podnoszono z gruzów historyczną część Warszawy – z powodów politycznych, propagandowych i emocjonalnych zdecydowano się na odbudowę (lub budowę na nowo w stylach historycznych) setek budynków w dawnym centrum stolicy. Choć przez chwilę po wojnie odbudowa zrujnowanego w 70% miasta stała pod znakiem zapytania – realny był nawet pomysł przeniesienia stolicy kraju do zachowanej bez większych strat (nie licząc dzielnicy żydowskiej) Łodzi – ostatecznie zwyciężyli „zabytkowicze”, stojący w opozycji względem „modernistów”, widzących w zniszczeniach szansę na budowę miasta na nowo. Tym pierwszym mianem nazywano grupę zwolenników podnoszenia z gruzów dawnej zabudowy. Wiodącą postacią był wśród nich Jan Zachwatowicz. O tym, że owa odbudowa nie była odtworzeniem stanu sprzed wojny, a realizacją pewnego wyobrażenia o zabytkach, niech świadczą przykłady. Fasada katedry św. Jana po wojnie otrzymała wygląd „inspirowany” gotykiem wrocławskim – projektujący ją Zachwatowicz oparł się na danych mówiących, że przed wiekami budowali ją właśnie dolnośląscy architekci, nie uwzględniając ani XIX-wiecznej neogotyckiej przebudowy świątyni, ani wielu wcześniejszych ingerencji w jej wygląd. Pierwszy podniesiony po wojnie z gruzów kwartał zabudowy, czyli ulica Nowy Świat, także nie odzyskał wyglądu z lat 30. Odpowiedzialny za projekt Zygmunt Stępiński zdecydował, aby w powojennej odbudowie ujednolicić wcześniej bardzo zróżnicowany wygląd kamienic, nadając im formy klasycyzmu Królestwa Kongresowego, który to okres uznał za najlepszy, bo kojarzący się czasem prosperity Warszawy. Podobnie Mariensztat, maleńkie osiedle przy Trasie W-Z, które miało być teraz sielską osadą w małomiasteczkowym stylu. Choć wymienione realizacje opierały się na formach stylów historycznych, były kreacją, impresją na temat wcześniejszego wyglądu tych miejsc. Zabytkowe domy podnoszono z gruzów, jednak nadawano im nowe funkcje: staromiejskie kamieniczki Warszawy czy Gdańska (drugiego miasta, które zaraz po wojnie doczekało się odbudowy w stylu historycznym) miały być teraz osiedlami mieszkaniowymi, nie odbudowywano więc oficyn oraz wnętrz kwartałów. Szczególnie dobrze widać to w Gdańsku, gdzie pomiędzy pierzejową zabudową ulic pozostawiono duże podwórka – na niektórych pomieściły się pawilony przedszkoli czy przychodni. Piotr Majewski, który w swojej książce Ideologia i konserwacja. Architektura zabytkowa w Polsce w czasach socrealizmu zebrał toczące się w kraju dyskusje na temat przyszłości zrujnowanych zabytków, zauważa, że polscy konserwatorzy cierpieli na swoiste „rozdwojenie jaźni”, starając się połączyć podejście „naukowe” i „wizjonerskie”. Autor podkreśla: „Zabytkowe obiekty i ośrodki miejskie po odbudowie odbiegały od stanu poprzedniego. Były kreacjami współczesnymi na historycznym pniu i należały do historii architektury XX wieku”.

Powojenny układ urbanistyczny Głównego Miasta w Gdańsku, fot. Bazie , CC BY-SA 3.0 pl Wikimedia Commons

Stare Miasto w Warszawie z lotu ptaka, lata 60., źródło: Plan generalny Warszawy, Prezydium Rady Narodowej miasta stołecznego Warszawy i Rada Główna Społecznego Funduszu Odbudowy Stolicy i Kraju, Warszawa 1965, s. 29, zdjęcie w domenie publicznej

Widok Placu Zamkowego w Warszawie, II połowa XIX wieku; autor: Charles-Boris de Jankowski, źródło: www.classicartpaintings.com, PD-Art Wikimedia Commons



Ulica Nowy Świat w Warszawie na wysokości ulicy Ordynackiej, widok w kierunku Alej Jerozolimskich, przed 1939 rokiem; źródło: Andrzej Jeżewski, Warszawa na starej fotografii, Wydawnictwo Artystyczno-Graficzne, Warszawa 1960, p. 96, zdjęcie w domenie publicznej, Wikimedia Commons



Przeprowadzona tuż po wojnie odbudowa Warszawy – mimo że stała w opozycji wobec przyjętych na świecie doktryn konserwatorskich – została uznana za wyjątkowe, warte docenienia przedsięwzięcie. Stare Miasto stało się jednym z najmłodszych obiektów, wpisanych na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO, docenione za odbudowę w formach historycznych właśnie. W tym samym czasie, w zburzonych przez naloty Rotterdamie, Hawrze czy Kolonii, w miejscu historycznej zabudowy powstawały modernistyczne osiedla i nowoczesne gmachy użyteczności publicznej – w Europie normą było dźwiganie z gruzów najwyżej pojedynczych, najcenniejszych obiektów. Ten trend stał się oficjalnie obowiązujący i w Polsce na przełomie lat 50. i 60., gdy ustalono treść tzw. Karty Weneckiej, czyli Międzynarodowej Karty Konserwacji i Restauracji Zabytków i Miejsc Zabytkowych. To przyjęty ostatecznie w 1964 roku dokument, regulujący zasady ochrony zabytków, w którym zapisano m.in. zakaz rekonstrukcji obiektów historycznych i odbudowy zabytków, a także zasadę, aby wprowadzane do budowli historycznej nowe elementy były odróżnialne od oryginalnych. Co ciekawe, w imieniu Polski dokument współtworzył i podpisał Jan Zachwatowicz. Odbudowa warszawskiego Starego Miasta była bowiem nie tyle wyrazem konieczności, co sytuacji politycznej. Podniesienie go z gruzów miało podkreślić siłę narodu, ciągłość państwa, miało symbolizować odnowę po tragedii wojny. W innych miastach nie odtwarzano już na tak dużą skalę historycznej zabudowy. Po odwilży 1956 roku obowiązujący stał się model wznoszenia w miejscu dawnych „starówek” nowych osiedli. Najlepiej widać to w miastach, uważanych za historycznie mniej lub bardziej niemieckie (czyli przede wszystkim na tzw. Ziemiach Odzyskanych czy dawnych pruskich) – Malborku, Słupsku, Szczecinie, na Dolnym Śląsku. Warto zauważyć, że niektóre z tych realizacji to przykłady naprawdę ciekawych modernistycznych założeń. Należy do nich na przykład osiedle niewielkich bloków, zbudowane u stóp zamku krzyżackiego w Malborku według projektu Szczepana Bauma, czy wielorodzinne domy wokół Zamku Książąt Pomorskich w Szczecinie, w których formy prefabrykowanych bloków połączono z elementami, mającymi nawiązywać do stojących tu wcześniej kamienic.

Osiedle w sąsiedztwie Zamku Książąt Pomorskich w Szczecinie, fot. Anna Cymer

Osiedle w sąsiedztwie Zamku Książąt Pomorskich w Szczecinie, fot. Anna Cymer

Osiedle w sąsiedztwie Zamku w Malborku, fot. Anna Cymer



Zamek Ujazdowski przez blisko dekadę po wojnie wciąż wpisany był na listę obiektów przeznaczonych do odbudowy. Choć projektów powstało kilka, a żaden nie był ostateczny, uważano za pewnik, że jeśli zamek będzie odbudowywany, nadane mu zostaną formy historyczne. Nie do końca wiadomo, dlaczego w 1954 roku wypalone mury zamku rozebrano. Być może za tą decyzją stali generałowie, którzy Dom Wojska Polskiego w tym miejscu chcieli zbudować jako nowy obiekt, któremu Zamek przeszkadzał. Faktem jest, że rozbiórka gmachu nastąpiła w czasie sporych przemian politycznych, w przededniu „odwilży” – niedługo po niej odbudowa zabytku była już właściwie niemożliwa.

Co więc się wydarzyło, że gmach jednak odtworzono?

Na początku lat 70. zbiegły się w czasie dwa wydarzenia, które okazały się kluczowe dla przyszłości Zamku Ujazdowskiego. 20 stycznia 1971 roku zapadła decyzja o odbudowie Zamku Królewskiego, gmachu jako jedyny budynek w stolicy już w 1945 roku bezdyskusyjnie uznanego za wart odbudowy (zgadzali się na to nawet „moderniści”), który jednak wraz ze Starym Miastem odbudowany nie został. Aby to mogło nastąpić, potrzebna była zmiana na najwyższym stanowisku w kraju – I Sekretarz KC PZPR Władysław Gomułka był przeciwnikiem odtworzenia tego zabytku, zupełnie inne zdanie miał na ten temat jego następca, Edward Gierek, upatrujący w tej realizacji szans na poprawę notowań władzy. Duży zespół pod kierownictwem Jana Bogusławskiego, Ireny Oborskiej i Mieczysława Samborskiego, nadzorowany przez Obywatelski Komitet Odbudowy, złożony z Komisji Naukowej (przewodniczący Stanisław Lorentz), Komisji Archeologicznej (przewodniczący Aleksander Gieysztor) i Komisji Architektoniczno-Konserwatorskiej (przewodniczący Jan Zachwatowicz) przystąpił do projektowania wyglądu budowli. Zadanie nie było łatwe: Zamek Królewski był na przestrzeni wieków wielokrotnie przebudowywany. Znów, ćwierć wieku po zakończeniu wojny, powrócił dylemat z czasów prac na Starym Mieście: która wersja budynku jest najcenniejsza i godna odtworzenia. Zdecydowano się na niezwykłą kompilację. Opisuje ją badaczka dziejów Zamku Królewskiego, Wanda Puget: „[postanowiono] uwzględnić eksponowanie najcenniejszych elementów z poszczególnych epok historycznych, a szczególnie: gotyckiego Domu Dużego z renesansowymi salami parteru, siedemnastowiecznej bryły ukształtowanej w pięciobok z wieżami Zygmuntowską, Władysławowską i Bramą Grodzką, siedemnastowiecznych wieżyczek narożnych oraz lukarn dachu według zachowanych projektów z XVII i XVIII wieku. We wnętrzach szczególny nacisk położony jest na restaurację Sal Stanisławowskich”. Drugi projekt, dzięki któremu i na Jazdowie mogła się zacząć budowa, miał zupełnie inny charakter. W 1968 roku wykonano pierwsze wykopy pod przyszłą Trasę Łazienkowską; jej budowa oficjalnie ruszyła w 1971 roku. Od początku było wiadomo, że „przy okazji” zrealizowanych będzie kilka projektów w sąsiedztwie. Były to m.in. skwer Ustronie wzdłuż Alei na Skarpie, ośrodek sportowy na Cyplu Czerniakowskim, park na Polu Mokotowskim, część bulwaru praskiego. Największym jednak z tych przedsięwzięć była odbudowa Zamku Ujazdowskiego. Odpowiedzialny za nią był Piotr Biegański, współtwórca Biura Odbudowy Stolicy, w latach 1945–1954 konserwator zabytków m.st. Warszawy, autor odbudów m.in. Pałacu Staszica, Pałacu Kazimierzowskiego, zabudowy Placu Bankowego w Warszawie. To Biegański zdecydował się przywrócić budowli wygląd z pierwszej połowy XVIII w., z czasów saskich – także on musiał przecież wybrać jedną z „wersji” Zamku, który był wiele razy przebudowywany. Wraz z budową gmachu uporządkowano teren na skarpie, odtworzono barokowe schody na zboczu na osi Zamku oraz Kanał Piaseczyński. Wspominany już Józef Sigalin, główny projektant i szef prac nad budową Trasy Łazienkowskiej, pisał wtedy: „bezmyślnie rozebrano dobrze zachowane ocalałe, choć wypalone mury Zamku Ujazdowskiego (w parę lat potem pieczołowicie odtwarzano fundamenty, aby móc kiedyś – teraz – odbudować Zamek Ujazdowski, taki jak ongiś, piękniejszy i prawdziwszy historycznie, niż był przed wojną)”.

Kanał Piaseczyński, widok z ul. Myśliwieckiej w kierunku Zamku Ujazdowskiego, 2017, fot. Adrian Grycuk, CC BY-SA 4.0, Wikimedia Commons

Zamek Ujazdowski od strony skarpy wiślanej, 2009, fot. Nikolaus von Nathusius, CC BY-SA 3.0, Wikimedia Commons



Nie doprecyzowano przyszłej funkcji odbudowywanego gmachu, choć pewne było, że posłuży on kulturze. Podobno prezes SARP w latach 1972–75, Henryk Buszko, chciał, żeby w „nowym” Zamku Ujazdowskim powstało Centrum Architektury. Ostatecznie jednak w odbudowanym obiekcie w 1985 roku zainaugurowało swoją działalność Centrum Sztuki Współczesnej. Decyzję o powstaniu tej placówki kultury Minister Kultury i Sztuki podjął w październiku 1981 roku.

Założony na planie kwadratu, dwukondygnacyjny gmach z wieżami w narożach (a dziś także wyremontowana później oficyna boczna) jest jednym z najważniejszych miejsc na artystycznej mapie Polski. Jest też nietypowym zabytkiem, budowlą wymykającą się prostym klasyfikacjom. Jego odbudowa z dzisiejszej perspektywy możne być interpretowana na kilka sposobów, opinie na ten temat są podzielone. Ortodoksyjni wyznawcy doktryny konserwatorskiej uznają gmach po prostu za fałszerstwo – pseudozabytek, który zakłamuje rzeczywistość. Niektórzy bardziej postępowi obserwatorzy są skłonni Zamki Królewski i Ujazdowski lokować raczej wśród obiektów… postmodernistycznych, a więc powstałych na fali sprzeciwu wobec autorytarnego porządku i geometrii modernizmu oraz odwrotu ku stylom z przeszłości. Czy odbudowie gmachu na Jazdowie bliżej jest do wzniosłej idei podniesienia z gruzów Starego Miasta, czy raczej do poznańskiego Zamku Przemysła, współczesnej fikcji, „nowego zabytku”, zbudowanego w ostatnich latach na podstawie znikomych archiwaliów, nieudolnie stylizowanego na średniowieczny? Zwolennicy odbudowy Pałacu Saskiego w Warszawie lubią powoływać się na casus Zamku Ujazdowskiego jako udanego, współczesnego przykładu odtworzenia zabytku, niezwiązanego z powojenną propagandą „wielkiego dzieła odbudowy”. Historyk sztuki, założyciel i dyrektor Międzynarodowego Centrum Kultury w Krakowie, prof. Jacek Purchla powstanie Zamku Ujazdowskiego tłumaczy niemocą władz PRL: „Podtrzymywanie «odziedziczonej» substancji, rekonstrukcja zniszczonych budowli i adaptacja istniejących obiektów dla potrzeb kultury zdominowały politykę kulturalną PRL. Jej sztandarowym przykładem było otwarcie w 1985 roku Centrum Sztuki Współczesnej w Warszawie w kompleksie zrekonstruowanego Zamku Ujazdowskiego. (…) Siedziba Centrum Sztuki Współczesnej potwierdza nie tylko charakterystyczną dla czasów PRL «chorobę rekonstrukcjonizmu», ale przede wszystkim niezdolność systemu realnego socjalizmu do tworzenia nowych ikon architektury, także tych służących kulturze” (zdanie to wyraził na łamach wydanej w 2015 roku książki Form Follows Freedom. Architektura dla kultury w Polsce 2000+, poświęconej architektonicznym dokonaniom placówek kultury ostatnich lat). Opinia ta jest dość kontrowersyjna, ponieważ w architekturze okresu PRL jednak trudno doszukać się objawów „choroby rekonstrukcjonizmu” – przez pół wieku tylko w kilku pierwszych powojennych latach dokonywano szerzej rekonstrukcji zabytków. Można też się zastanowić, czy rzeczywiście realny socjalizm nie był w stanie wygenerować ikon architektury? A Pałac Kultury i Nauki, katowicki Spodek, gdańska Hala Olivia? Akurat w drugiej połowie XX w. w Polsce powstało też sporo obiektów kultury – niekoniecznie w wielkiej skali, za to często w ciekawej architektonicznej formie, np. krakowski Bunkier Sztuki, Kieleckie Centrum Kultury, warszawskie Muzeum Plakatu, Górnośląskie Centrum Kultury w Katowicach, Filharmonia w Częstochowie, Teatr Dramatyczny w Opolu i in. Nie da się nie zauważyć, że koncepcja przyświecająca powstaniu Zamku Ujazdowskiego stoi na przeciwnym biegunie niż nowoczesne, modernistyczne, nierzadko bardzo odważne formalnie budynki z lat 60. i 70.

Hala widowiskowo-sportowa Spodek, Katowice, fot. Anna Cymer

Kieleckie Centrum Kultury, Kielce, fot. Anna Cymer




A może rzeczywiście z dzisiejszej perspektywy wypada Zamek Ujazdowski klasyfikować jako wyprzedzającą swój czas realizację postmodernistyczną? Znamy realizacje, w których motywy i detale zaczerpnięte ze stylów historycznych były stosowane prawie dosłownie. To choćby kościół Rodziny Rodzin pw. Matki Boskiej Jasnogórskiej przy ulicy Łazienkowskiej w Warszawie czy kościół pw. Najświętszej Maryi Panny Królowej Polski w Głogowie (który sam architekt, Jerzy Gurawski nazywa „małym Wawelem”), a także bloki-plomby, budowane w latach 80. w Poznaniu czy Wrocławiu, na fasadach których znaleźć można detale od antycznych, przez barokowe, po secesyjne.

Kościół Rodziny Rodzin pw. Matki Boskiej Jasnogórskiej przy ulicy Łazienkowskiej w Warszawie (kościół Monastycznych Wspólnot Jerozolimskich pw. Matki Bożej Jerozolimskiej), fot. Wistula, CC BY 3.0 Wikimedia Commons

Kościół Rodziny Rodzin pw. Matki Boskiej Jasnogórskiej przy ulicy Łazienkowskiej w Warszawie (kościół Monastycznych Wspólnot Jerozolimskich pw. Matki Bożej Jerozolimskiej), fot. Anna Cymer



Nie ma jednej odpowiedzi na to, w jakim miejscu historii architektury powinno się ulokować Zamek Ujazdowski. Co ciekawe, zagadnienie to rzadko pojawia się w debacie na temat historycznej i nowej zabudowy stolicy. Wyjątek stanowił rok 2008, kiedy to ogłoszono decyzję o budowie Muzeum Historii Polski (MHP) na platformie rozciągniętej nad wykopem Trasy Łazienkowskiej. Kontrowersyjny pomysł „przypomniał” wtedy o istnieniu Zamku Ujazdowskiego – eksperci zastanawiali się, czy nowy obiekt nie tylko nie zaburzy panoramy stolicy, nie zniszczy istniejących traktów spacerowych (np. pomiędzy Agrykolą a Jazdowem), ale i nie zdominuje siedziby CSW. Jedni uważali, że Zamek Ujazdowski straci na nowym sąsiedztwie, że zginie obok nowoczesnej bryły, inni twierdzili, że MHP ożywi ten obszar, wniesie w tę okolicę nową jakość – z korzyścią dla CSW. Na siedzibę Muzeum Historii Polski ogłoszono międzynarodowy konkurs architektoniczny – pierwszą nagrodę zdobyła wtedy wizja pracowni Architectes Paczowski et Fritsch z Luksemburga. Zespół Bohdana Paczowskiego zaproponował budynek dość prosty, o dużych przeszkleniach i surowej, prawie minimalistycznej bryle. Dyrektor Muzeum Historii Polski Robert Kostro zachwalał go, twierdząc, że „daje on szansę, aby wyeksponować obiekty, które są dookoła budynku MHP. (…) To bardzo ważne by nie przysłonić, nie zdominować Zamku Ujazdowskiego (...), aby Zamek stał się głównym «eksponatem» naszego Muzeum”. Choć od marca 2015 wiemy już, że MHP nie powstanie nad Trasą Łazienkowską (jest budowane na Cytadeli), warto zwrócić uwagę na słowa Roberta Kostro, który Zamek Ujazdowski potraktował jako cenny eksponat przeszłości.



Dziś, ponad 30 lat od uruchomienia na Zamku Ujazdowskim Centrum Sztuki Współczesnej, funkcja przysłoniła formę gmachu. Częściej chyba mówi się o wystawach i organizowanych tu wydarzeniach niż o „zabytkowości” siedziby tej instytucji. Warto jednak pamiętać o wielu warstwach znaczeniowych, jakie kryje w sobie górujący nad wiślaną skarpą gmach, o niezwykłej historii XVII-wiecznego zabytku, który jest hybrydą barokowej architektury czasów saskich i budownictwa lat 70. XX wieku.


BIO

Anna Cymer, historyczka sztuki i architektury, zajmująca się głównie architekturą nowoczesną i najnowszą; stypendystka Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego; w 2017 roku nakładem wydawnictwa Centrum Architektury ukaże się jej książka o polskiej architekturze drugiej połowy XX wieku.


Zdjęcie na okładce: Kanał Piaseczyński i Zamek Ujazdowski, 1919, Źródło: Łazienki Królewskie w starej fotografii, Wydawnictwo Bosz, Warszawa 2014 s. 78, zdjęcie w domenie publicznej, Wikimedia Commons

Pozostało 80% tekstu