W pierwszej części tego eseju postawiłem tezę o istotnych problemach kulturowej interakcji Polski z jej wschodnimi sąsiadami, przede wszystkim z Rosją. Twierdziłem jednocześnie, że motywy wschodnie pozostają ciągle ważnymi - choć często słabo rozpoznawanymi w narracjach tożsamościowych głównego nurtu - elementami polskiej kultury. Moja krytyczna analiza skupiła się w szczególności na narracjach określanych przeze mnie jako liberalne, w których wskazałem szereg intrygujących paradoksów. Należy do nich w moim przekonaniu przede wszystkim napięcie między deklarowaną otwartością na kontakty z innymi kulturami i otwartym podejściem do problemu tożsamości narodowej, a pełnym obaw stosunkiem do krajów sąsiadujących od wschodu z Polską, częstym brakiem wiedzy o kulturze tych krajów i obecności jej elementów we współczesnej kulturze polskiej. Przypominałem też przedstawianą przeze mnie już wcześniej w innych miejscach[1] tezę o silnym i głęboko zakorzenionym orientalizmie, cechującym zarówno konserwatywne, jak i liberalne warianty współczesnej polskiej tożsamości.

Jak sądzę, ważnym aspektem opisywanego tu stanu rzeczy jest brak we współczesnej Polsce silnej elity ekonomicznej i związanej z nią liberalnej elity intelektualnej, które byłyby zdolne projektować w szerszej wyobraźni społecznej obrazy Rosji i Wschodu jako przestrzeni możliwości, a więc włączać do polskiego imaginarium dynamiczne wizje Wschodu, na wzór elit ziemiańskich i burżuazyjnych, które musiały zejść ze sceny po 1917 r. Śladami po ich istnieniu są pewne motywy w polskiej klasyce literackiej, np. wzmianki o rosyjskich interesach Wokulskiego w Lalce, czy opisy łódzkiego boomu gospodarczego możliwego dzięki rynkom rosyjskim w Ziemi Obiecanej. Te okruchy społecznej pamięci, przenikające przez istniejące w latach 1917-1989 na granicy polsko-wschodniej fizyczne i symboliczne zapory, do dziś, choćby pośrednio dają znać o wspominanym tu braku, wynikającym ze spektakularnego przesunięcia naszego kraju i jego kultury na zachód. Powoduje to, że świadomość dawnej silnej wschodniej składowej polskiej kultury owocuje pewnym zagadkowym stanem niepewności w polskiej tożsamości. Opisywany on może być czasem wprost jako wspomniany „brak”, ale częściej przejawia się w formie różnego rodzaju nie do końca uchwytnych tęsknot i nostalgii za Wschodem. Powiązać go można chyba z całym szeregiem intrygujących dyskusji i swoiście psychoanalitycznych teorii, rozwijanych niekiedy przez polskich intelektualistów dla wyjaśnienia postrzeganych jako charakterystyczne dla polskości form „braku”. Mogą być one diagnozowane jako symptomy niedostatku pewności siebie, moralnej słabości, braku wzajemnego zaufania, poczucia gorszości, a nawet nierealności istnienia Polski. I tak na przykład Maria Janion w Niesamowitej Słowiańszczyźnie[2] wysunęła hipotezę traumy, wynikającej ze zniszczenia pradawnego pogańskiego podkładu naszej kultury. A zatem braku pierwotnej słowiańskiej składowej, która zniszczona została wraz germańską ekspansją i chrystianizacją kraju. Polska w myśl tej koncepcji oczywiście przetrwała, ale od początku zaistniała jako podmiot „gorszy”, czujący swoją cywilizacyjną niższość wobec Zachodu. Jan Sowa[3] wskazuje na śmierć Zygmunta Augusta jako moment, w którym Polska zaczęła się przeistaczać w swoisty „fantom” samej siebie, nabywając nieusuwalnego do dziś poczucia niższości i własnej nierealności w porównaniu z jawiącym się jako w pełni realny Zachodem. Na znacznie późniejszy moment osłabienia statusu, a więc i pewności siebie polskich elit wskazuje Andrzej Leder[4], dla którego ich „wymiana” w okresie II wojny światowej i w pierwszych latach powojennych miała znaczenie kluczowe. Tymczasem niemniej ważny moment zwrotny, a mianowicie wspomniana tu rewolucja bolszewicka dziś zwykle w tego typu rozważaniach umyka.

Można oczywiście argumentować, że wiele ważnych dzieł kultury rosyjskiej zawsze obecnych było w polskiej przestrzeni kulturowej: znaleźli w niej miejsce Dostojewski i Tołstoj, znane są dziś powszechnie w środowiskach inteligenckich powieści Michaiła Bułhakowa czy pojedyncze dzieła niektórych współczesnych rosyjskich autorów. Mają one jednak w dużym stopniu charakter wyrwanych z szerszego kontekstu przedmiotów fascynacji postrzeganej jako egzotyczna, wręcz spirytualistyczna kultura słabo znanego Wschodu, a więc funkcjonują jako typowe elementy orientalizmu. Wśród polskich elit nie ma dziś prawie postaci szeroko rozpoznawanych i czytanych, a swobodnie czujących się w kulturze rosyjskiej na podobieństwo Józefa Czapskiego czy też Gustawa Herlinga-Grudzińskiego. Odradzające się w kolejnych pokoleniach fascynacje Rosją czy rozmaicie definiowanym niedalekim Wschodem (aby odróżnić go od Wschodu dalekiego czyli azjatyckiego czy arabskiego), są dziś nierzadkie, ale mają przede wszystkim charakter indywidualnych, czy w najlepszym przypadku wąsko środowiskowych poszukiwań i prywatnych transgresji. Ich najbardziej dobitnym przykładem są podróże do krajów byłego ZSRR indywidualistycznie zorientowanych polskich turystów[5]. Jak pokazały doskonale w swoich książkach Agata Bachórz[6] i Anna Horolets[7] wielu z nich objawia swoiste „zaczarowanie” Rosją czy sąsiednimi krajami, ale są to zwykle przedstawiciele wąskich, głównie inteligenckich środowisk, a ze swoimi wschodnimi fascynacjami i opowieściami o kontaktach kulturowych z mieszkańcami krajów na wschód od Polski nie afiszują się zwykle zbyt szeroko, zdając sobie sprawę z ich dość niszowego charakteru, nie wpisującego się w dominujące modele postrzegania Wschodu w Polsce. Takich indywidualnych „wypraw na Wschód” nie brak też w polskiej sztuce i literaturze, ale co znamienne, są one często poddane swoistej „kontroli granicznej”. Wymownym przykładem jest tu proza Mariusza Wilka i reakcja na nią polskich intelektualistów. W szczególności zaintrygowała mnie jej krytyka sformułowana przez Marię Janion, powołującą się w tym zakresie na autorytet Czesława Miłosza[8]. Janion zarzuciła językowi Wilka „nadmiar rusycyzmów składniowych i leksykalnych”, pisząc następnie, że „jest to, jak wiadomo niebezpieczne. Miłosz twierdzi, że Polak bardzo łatwo poddaje się rytmowi rosyjskiemu – i tym bardziej powinien się go wystrzegać”[9]. Janion zauważa zaraz potem, że Gustaw Herling-Grudziński był w tym względzie o wiele wyrozumialszy od Miłosza; z drugiej strony o wiele bardziej krytyczny od niej i Miłosza był Krzysztof Koehler, krytykujący Wilka za „niebezpieczną fascynację Wielką Rosją”, co Janion uważa za konserwatywny pogłos obaw przed rusofilią[10]. Widzimy więc, że sam przebieg granicy pomiędzy polskością i rosyjskością może być dyskusyjny, ale jej delimitacja i kontrola są niejako konieczne. Liberałowie okazują się tu równie aktywnymi strażnikami co konserwatyści, choć zwykle linię owej granicy wyznaczają w innych miejscach. Innym wymownym przykładem tej reguły może być proza Ryszarda Kapuścińskiego, poddana przez Maxima Waldsteina krytyce za niezwykle ostre wyznaczanie granicy między polskością a orientalizowaną rosyjskością[11]. Ale o konieczności utrzymania wyraźnej różnicy pisali nawet światli konserwatyści, jak wspomniany tu wielki przyjaciel niekomunistycznej Rosji, Marian Zdziechowski. Przestrzegał on swego czasu przed „rosyjskimi wpływami na polską duszę”[12], choć chodziło mu o okres tuż przed I wojną światową, w którym rozkwit gospodarczy i kulturowy Rosji wywoływał w licznych Polakach wielką fascynację. Był to też czas, w którym relatywnie obniżył się poziom orientalizacji Rosji zarówno na Zachodzie, jak i społeczeństwie polskim.

Dziś jednak dominuje postrzeganie Wschodu w większości jego przejawów jako zagrożenia lub przynajmniej czegoś gorszego. Dotyczy to zarówno odległej zasadniczo od Polski Rosji, jak i Polski wschodniej[13]. Jak pokazała m.in. Maria Janion w cytowanej już Niesamowitej Słowiańszczyźnie, wschodniość staje się często zinternalizowaną obawą, strachem przed wewnętrzną składową polskiej tożsamości, jako jej wypieranym samozorientalizowanym składnikiem. Doskonałą literacką ilustracją tego strachu stała się według Janion Wojna polsko-ruska pod flagą biało-czerwoną Doroty Masłowskiej. Pokazuje ona wewnętrzną ucieczkę przed własną wschodniością rozumianą jako gorszość, w czym można upatrywać zarówno efektów uwewnętrznionego orientalizmu, jak, i braku wzorców kontaktu ze Wschodem. Owa pogarda do własnej wschodniości, którą próbuje się eksternalizować do postaci symbolicznego „Ruska”, wiąże się też wyraźnie ze znanym problemem kultury polskiej, a więc tzw. napięciem pańsko-chamskim. Opozycja pan-cham wydaje się w polskiej kulturze znaturalizowana i trudno przekraczalna, ponieważ została wpisana w kody społeczeństwa obywatelskiego. Zgodnie z nimi zły polski obywatel jest właśnie chamem[14]. Ale chamem jest też wyobrażony „Rusek”, a kraje na wschód od Polski jawią się również jako mniej lub bardziej chamskie, a więc bardziej „ludowe”, chłopskie i zacofane. Z tym silnie znaturalizowanym związkiem zarówno realnej, jak i wyobrażonej chłopskości-wiejskości z symboliczną „chamskością”, tak silnie zakorzenionym w kulturze polskiej, wydają się łączyć problemy z integracją kultury chłopskiej, a szerzej ludowej w kanonach kultury narodowej, w tym popularnej.

Sądzę, że można mówić o pewnej obawie przez kulturą ludową, której wyrazem jest dziś strach przed tym, co niektórzy nazywają obciachem. Ten strach wydaje się być szczególnym problemem dla środowisk awansu społecznego oraz mniej pewnych swej pozycji środowisk inteligenckich, które czują presję zamanifestowania swojego dystansu wobec tego, co kulturowo w kodzie pańsko-chamskim niższe, a więc ludowe i wschodnie. Jak się wydaje, obawy te były słabsze przed ukonstytuowaniem się obecnego symbolicznego ustroju społeczeństwa polskiego, zdominowanego przez inteligenckie wzorce. W szczególności nie były wyraźne w przedrewolucyjnych środowiskach ziemiańskich, zanim zostały one zdeklasowane w roli elit przez inteligencję w II Rzeczypospolitej.

Tak czy inaczej, zauważyć można interesujący problem związany zarówno z obecnością motywów ludowych oraz wschodnich w polskim obiegu kulturowym. Mowa o ciągłych „kłopotach” z nurtem disco-polo, który deprecjonowany jest nie tylko ze względu na swoje piętno gatunku niższego, a więc chamskiego, ale utrzymuje swój niski status także ze względu na ignorowanie go przez inteligenckich twórców. Intrygujące jest natomiast, że inspiracją dla artystów tego gatunku jest muzyka popularna krajów sąsiadujących z Polską. Wskazywano na różnorodne wpływy kulturowe, które kształtują ten dość szeroki nurt twórczości muzycznej. Nie umiem dokładnie zrekonstruować ich złożoności, ale w kilku przypadkach spotkałem się po prostu z mniej lub bardziej sprawnymi przeróbkami piosenek znanych mi z rosyjskiego rozrywkowego mainstreamu. Co jeszcze ciekawsze, w internecie pod ich polskimi, disco-polowymi wykonaniami, zauważyłem kilka razy zachwyty słuchaczy, chwalących owe utwory jako „prawdziwie polskie”, oddające jakieś głębie polskiej kultury czy duszy[15]. Te spontaniczne komentarze osób nie znających genezy danych utworów skłoniły mnie do refleksji, że i w tym przypadku mamy do czynienia z jakimś „brakującym” wschodnim elementem w polskiej tożsamości. Do podobnych przemyśleń przywiodły mnie także występy w warszawskiej sali kongresowej legendarnych rosyjskich zespołów muzycznych, z jednej strony, mówiąc umownie „konserwatywnego” w sensie ideologicznych uwikłań, zespołu Liube[16], z drugiej „liberalnej”, w analogicznym sensie, krytycznej wobec władz, grupy DDT. Sala Kongresowa zapełniała się za każdym razem po brzegi, a wiwatom na cześć artystów nie było końca. Trudno było określić dokładnie specyfikę publiczności, ale jak sądzę nie mniej niż połowę stanowili Polacy, by odróżnić ich od mieszkających w Polsce Rosjan i uczestników wywodzących się z innych krajów byłego ZSRR, których obecność też była zauważalna. Na wspomnianych koncertach widać było, że jest w Polsce grupa znająca doskonale klasyczne rosyjskie zespoły, a więc zapewne także śledząca inne rosyjskie środowiska muzyczne i artystyczne[17]. Jest to intrygujące o tyle, o ile poza nielicznymi wzmiankami rosyjska kultura popularna jest praktycznie nieobecna w polskich mediach masowych, czy szerzej w polskiej przestrzeni publicznej głównego nurtu. Można też zauważyć, że choć na pierwszym kanale telewizji rosyjskiej można dziś czasem zobaczyć Marylę Rodowicz, to w telewizji polskiej jej rosyjska odpowiedniczka, czyli Ałła Pugaczowa, znikła chyba bez śladu już w 1991 r. Wyrazem wspomnianej nieobecności czy też braku był też przebieg wspomnianych koncertów Liube i DDT, które były, jak każde tego typu wydarzenie, przykładami polsko-rosyjskiego kontaktu kulturowego. Zabrakło na nich jednak jakiegokolwiek słowa wstępu, powitania gości przez polskich organizatorów, nie mówiąc o komentarzach jakichś rozpoznawalnych polskich artystów czy intelektualistów, którzy odnieśliby się do tradycji polsko-rosyjskich kontaktów kulturowych. Sami rosyjscy artyści też wydawali się zagubieni w sytuacji, w której się znaleźli i nie zaryzykowali jakiegokolwiek dialogu z warszawską publicznością. Ten milczący, w sensie braku komentarza i milczenia krytyki, przebieg tak ważnych wydarzeń był dla mnie niezwykle wymowny. Oczywiście można argumentować, że nie brak innych wydarzeń kulturalnych, w czasie których prowadzony jest polsko-rosyjski dialog, istnieją przecież nawet zajmujące się nim instytucje. Można też wspomnieć inne koncerty, jak np. popularnego chyba w Polsce Chóru Aleksandrowa, który jednak ze względu na swą państwowo-militarną tożsamość przypisany jest wyraźnie do odrębnej politycznie przestrzeni. Ten bezpieczny dystans symboliczny wydaje się ubezpieczać od milczącej konfuzji, którą wywołują wizyty wspomnianych zespołów popularnych, grających muzykę wyzwalającą nierzadko właśnie wspomniane wrażenie kłopotliwej bliskości czy swojskości. Dlatego właśnie płaszczyzna muzyki popularnej jest tu szczególnie istotna, tym bardziej, że jak wspomniano rosyjski pop oferuje motywy w Polsce dość poszukiwane. Podejmowana przez profesjonalnych artystów ludowość, odbierana jest przez masową publiczność zarówno jako swojska, jak i nowoczesna. W ten sposób przełamywana jest w jakimś stopniu kluczowa opozycja pańsko-chłopska, która rządzi tak silnie polską tożsamością i której widocznym znakiem jest tak wyraźne pęknięcie pola muzyki popularnej na część „normalną” i „prymitywną”, w domyśle wschodnią. Nie brak oczywiście prób przezwyciężania tego napięcia, ocieplania disco-polo, czy wręcz, jak ostatnio w telewizji publicznej, integrowania go z muzycznym mainstreamem z wyraźną polityczną intencją. Jednak wszystkie te działania można uznać za swoiste ruchy taktyczne, nie pozwalające na przekroczenie strategicznie zdefiniowanej w polskim polu kultury opozycji między tym co wyższe, miejskie/pańskie i zachodnie, a tym co niższe, chłopskie/chamskie i wschodnie. Wracając do uwag na temat polsko-niemieckiej interakcji kulturowej, poczynionych w pierwszej części tego eseju, można zauważyć przy okazji, że w ramach swoistego przenikania się kultur na Górnym Śląsku mamy tam do czynienia ze spolonizowaną odmianą niemieckiej Volksmusik, a więc właśnie popularnego gatunku muzyki rozrywkowej opartej na motywach ludowych, które wprowadzane są w ten sposób do ogólnego obiegu kulturowego. Te zapożyczenia z niemieckiej sfery kulturowej jawią się w regionie jako atrakcyjne również ze względu na ich potencjał łamania wspomnianego tu kluczowego napięcia obecnego w kulturze polskiej. Jak jednak wspomniałem, nie widzę tu prostej recepty na jego przezwyciężenie, gdyż jest on osadzony na fundamentach współczesnej polskiej hierarchii społecznej, w której „kapitał kulturowy” pozostaje głównym narzędziem dominacji. Ten specyficzny dla Polski układ relacji społecznych może być wiązany ze sposobem kompensowania przez nią zależności od Zachodu oraz braku silnych elit ekonomicznych i państwowych[18]. Dominująca nad nimi inteligencja zdolna jest narzucić swoje reguły dystynkcji jako makrozasady hierarchii społecznej, co czyni opozycję pańsko-chamską i związany z nią orientalizm zjawiskami trudnymi do systemowego przekroczenia. Można tę konfigurację elit porównać z układem panującym zarówno na Zachodzie, jak i w Rosji, gdzie o inteligencji jako niezależnej warstwie społecznej albo trudno jest w ogóle mówić, albo jest ona grupą zdecydowanie podporządkowaną elitom politycznym i ekonomicznym. Nie pozwala to tej warstwie na charakterystyczną dla Polski uniwersalizację wspomnianych hierarchii kulturowych, które pozostają przede wszystkim jej środowiskowymi zasadami dystynkcji. W Polsce natomiast próby ich przełamywania, podejmowane czasem przez samych inteligentów, okazują się zwykle w swojej istocie tylko taktycznymi planami politycznej mobilizacji elektoratu niższych klas społecznych, tworzonymi nierzadko w dobrej wierze, ale prowadzącymi w sposób nieunikniony do prób umocnienia pozycji wybranych frakcji inteligencji w ich elitarnej grze o przywództwo.

Zaryzykowałbym więc tu twierdzenie, że wspomniana zdolność do integracji muzyki i kultury ludowej z mainstreamem jest jednym z czynników podświadomie przyciągającym Polaków do Rosji, w szczególności kultury rosyjskiej, ale także białoruskiej czy ukraińskiej, w których napięcie pańsko-chamskie jest o wiele słabsze. Pamiętajmy jednak, że napięcie owo jest także silnie związane z orientalizacją, jakiej jesteśmy poddawani. Zarówno orientalizacją całego regionu przez Zachód, jak i autoorientalizacją, będącą próbą uporania się z tą pierwszą. Jednocześnie polityczna konieczność zarysowania granicy pomiędzy polskością a rosyjskością, jak również białoruskością czy ukraińskością, wzmagana jest poprzez siłę zachodniego orientalizmu, stygmatyzującego Wschód jako barbarię, od której próbujemy się ratować. Czynnikiem nasilającym dziś te tendencje jest oczywiście napięta sytuacja geopolityczna, ale wskazywałbym też na bardziej trwałe zjawiska, o których pisałem powyżej. Chodzi więc m.in. o wspomnianą w pierwszej części tego eseju liberalną skłonność do jasnego wyznaczania zakresu danej kultury politycznej i liberalne obawy przed dominacją czy też naruszaniem obszaru jurysdykcji krajów sąsiednich. Być może w polskim kontekście czynnikiem szczególnie wzmacniającym liberalną inklinację do ostrego wytyczania granic kulturowych jest też wspomniana hegemoniczna rola inteligencji i inteligenckich kanonów[19]. Inteligent, a jest on przecież w Polsce ideałem obywatela, chcąc nie chcąc posługiwać się musi np. poprawną, a więc wolną od zapożyczeń polszczyzną. Stronić więc powinien od rusycyzmów, a szerzej rosyjskich wpływów kulturowych, które też demaskować mogą słabość jego europejskości. Jak pokazała to wspominana już Dorota Masłowska, ucieczka od Rosji, oprócz możliwych implikacji dla realnych relacji z naszymi sąsiadami, generuje też istotne napięcia wewnątrz narodowej tożsamości. Utrudnia to zarówno asymilację w jej ramach kultury ludowej, jak i tych elementów kulturowych, które powstały na wschód od dzisiejszej granicy Polski, czy zaczerpnięte zostały od naszych wschodnich sąsiadów. Wzmagając strach przed własną wschodniością, ogranicza też być może naszą spontaniczność, twórczą odwagę, pewien rozmach, który często kojarzony jest z wyobrażoną Rosją. Innymi słowy, nasila dostrzegane od dawna przez wielu krytycznych obserwatorów, silne we współczesnej polskiej kulturze tendencje imitacyjne. Kto wie, czy nie wywołuje też jakiejś ogólniejszej niepewności Polaków w naszych wielu społecznych rolach i nie odcina od potencjalnie cennych źródeł inspiracji kulturowej?

Zobacz część 1 eseju



[1] Np. Tomasz Zarycki, Ideologies of Eastness…, dz. cyt., s. 293. lub tegoż, , Polskie dyskursy o „Wschodzie” wewnętrznym i zewnętrznym – próba analizy krytycznej, [w:] Tomasz Zarycki (red.), Polska Wschodnia i Orientalizm, Wydawnictwo Naukowe Scholar, Warszawa 2013, s. 186-06.

[2] Maria Janion, Niesamowita słowiańszczyzna. Fantazmaty literatury, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2006.

[3] Jan Sowa, Fantomowe ciało króla…, dz. cyt.

[4] Andrzej Leder, Prześniona rewolucja. Ćwiczenie z logiki historycznej, Wydawnictwo Krytyki Politycznej, Warszawa 2014.

[5] Tomasz Zarycki, Socjologia polskich podróży do krajów byłego ZSRR. Dwa przykłady, „Kultura i Społeczeństwo”, LX (1), s. 119-32.

[6] Agata Bachórz, Rosja w tekście i doświadczeniu. Analiza współczesnych polskich relacji z podróży, NOMOS, Kraków 2013.

[7] Anna Horolets, Komformizm, bunt, nostalgia. Turystyka niszowa do krajów byłego ZSRR, Universitas, Kraków 2013.

[8] Maria Janion, Niesamowita słowiańszczyzna…, dz. cyt.

[9] Tamże, s. 238.

[10] Tamże, s. 241.

[11] Maxim K. Waldstein, , Observing Imperium: A Postcolonial Reading of Ryszard Kapuscinski’s Account of Soviet and Post-Soviet Russia, „Social Identities”, 8 (3), 2002, s. 481-99.

[12] Marian Zdziechowski,, Wpływy rosyjskie na duszę polską, Krakowska Spółka Wydawnicza, Kraków 1920.

[13] Tomasz Zarycki, Elementy orientalizmu w obrazie Polski Wschodniej, [w:] Dariusz Błaszczuk, Marian Stefański (red.), Strategiczna problematyka rozwoju Polski Wschodniej Innovatio Press Wydawnictwo Naukowe Wyższej Szkoły Ekonomii i Innowacji, Lublin 2010, s. 167-81.

[14] Rafał Smoczyński, Tomasz Zarycki, , Totem inteligencki: Arystokracja, szlachta i ziemiaństwo w polskiej przestrzeni społecznej, Wydawnictwo Naukowe Scholar, Warszawa 2017.

[15] Do najbardziej znanych przykładów tego transferu kulturowego do Polski należy popularność w naszym kraju rosyjskiego piosenkarza Jurija Szatunowa, znanego najlepiej z piosenki „Biełyje rozy”. Za dość symboliczny można więc uznać jego przyjmowany entuzjastycznie występ na Ogólnopolskim Festiwalu Muzyki Tanecznej w Ostródzie w 2014 r.

[16] Nazwa pisana jest także „Lube”. Zespół ten, powstały w 1989 r., postrzegany jest obecnie jako wpisujący się w nową narrację rosyjskiej tożsamości, projektowaną przez władze na Kremlu. Łączy ona tradycyjne wątki ludowe oraz motywy prawosławne z uznaniem dla znacznej części symboliki sowieckiej. Znacząca jest też jego obecność na kluczowych uroczystościach państwowych. Można jednak przypomnieć, że w pierwszym okresie swojego istnienie zespół Liube daleki był od władzy, a jego stylistykę odbierać można było raczej jako pastisz i postmodernistyczne zabawy z motywami upadłego właśnie ZSRR.

[17] Nie pretendując do przedstawienia wyczerpującej listy można tu też wspomnieć o polskich sympatykach rosyjskich twórców punkowych i rockowych, w tym zespołów Kino, Akwarium, Nautilus Pompillus, Grażdańska Obrona czy Leningrad, oraz o polskich miłośnikach rosyjskiej kinematografii, których dorocznym świętem jest przegląd filmowy „Sputnik nad Polską”.

[18] Tomasz Zarycki, Tomasz Warczok, Hegemonia inteligencka: Kapitał kulturowy we współczesnym polskim polu władzy – perspektywa „długiego trwania”, „Kultura i Społeczeństwo”, 4/2014, s. 27-49.

[19] Smoczyński, Rafał and Zarycki, Tomasz (2017), Totem inteligencki: Arystokracja, szlachta i ziemiaństwo w polskiej przestrzeni społecznej (Warszawa: Wydawnictwo Naukowe "Scholar").

Pozostało 80% tekstu