Wojna, wojna! To jest wojna! Wykrzykują uczestnicy pokojowych protestów przeciwko przykazaniom Bożym, szczególnie przeciw temu piątemu – nie zabijaj. Bojowe okrzyki i gesty falliczne. Niegdysiejsi radykalni obrońcy Konstytucji RP idą z wulgaryzmami na ustach i na tekturowych planszach. Pełne gniewu oczy sponad czarnych masek, złowrogie czerwone błyskawice, krypto inskrypcje oznaczone gwiazdkami. P******ć, j***ć, w*********ć – mniej więcej takie treści programowe można wyczytać.

Kolory rewolucji

Przekaz medialny płynący ze stacji telewizyjnych i z portali informacyjnych kreuje atmosferę powszechnej grozy, rozgrzewając skrajne emocje społeczne (reklamy dobrze się wtedy sprzedają). Atmosfera rewolucji. Miksowane relacje reporterskie stosują ciasne kadrowanie i zabiegi operatorskie niczym z kina grozy. Nokturnowe scenerie dodatkowo potęgują wizualny dramatyzm czerwonych błyskawic. Czerwień na czarnym tle, czerwień krwi płynącej niekoniecznie z ran. Czerń i czerwień – oto kolory tego etapu wojny. Polskie kolory to raczej biel i czerwień, które ewokują całkiem inną, głęboką duchową i ideową symbolikę.

Czym jest ten wizualny spektakl? Tak, jest on przede wszystkim wizualny, o dużej sugestywności, bardzo spójny plastycznie, zbyt designersko zaprojektowany jak na spontaniczny zryw społeczny. Nasuwają się nieodparcie skojarzenia z happeningami i prowokacyjnymi akcjami z czasu zachodnich rewolt młodzieżowych z roku 1968, które wyrosły z ducha absurdalnego dadaizmu i fluxusu. Dziś dzieci kwiaty zamieniły się w czarne damy, a może i wdowy. Jakże niespodziewanie szybko w Polsce sześciokolorowy nurt zmienił barwy na czerwień i czerń. Zmiana barw wesołych na barwy wojenne niechybnie musi oznaczać jakieś zmiany we wszechświatowej rewolucji kulturowej. Czym jest ta „pokojowa” wojna? Nie chodzi tu przecież o sprawy gospodarcze, ni polityczne, ani o przestrzeganie praw zawartych w konstytucji. Chodzi o sprawy kultury. Obszary, które definiują linię podziału w kulturze mają naturę filozoficzną, będą to teologia i antropologia. Globalny historyczny konflikt ma naturę duchową i światopoglądową, a dotyczy postawy logocentrycznej (gr. Logos = znak Boga i Chrystusa) i egocentrycznej – ja człowieka jako kryterium wszelkich wartości. Od rozstrzygnięć tego pierwotnego podziału biorą początek wszystkie idee, postawy społeczne i polityczne. W kulturze i w sztuce jest to linia między Prawdą, Dobrem i Pięknem a absurdem, destrukcją i nicością, czego wyrafinowanym przykładem są konceptualizm czy fluxus. Spektakl czarnych „kobiet” jest jedną z wizualnych odsłon rewolucji kulturowej, która trwa na świecie. Różne są opinie o istnieniu wojny kulturowej. Wojna właściwa zaczyna się dopiero wtedy, gdy zaczynamy bronić najwyższych wartości, wiary i wolności przed zawładnięciem, przed atakiem. W 1920 roku cudem obroniliśmy Warszawę. Kolejna wojna światowa zaczęła się w 1939 roku w Polsce, a nie w Austrii czy w Czechosłowacji, bo Polacy zaczęli się bronić. Dziś widzimy, że było warto. Współcześnie w kulturze mamy analogiczną sytuację. Każda próba obrony wolności, wartości i imponderabiliów musi w konsekwencji wywołać wojnę.

Korzenie sztuki współczesnej

Wizualne aspekty tej „wojny” przenoszą nas w obszar sztuk wizualnych, w którym rewolucja osiągnęła największy oficjalny sukces, gdzie – żeby nie było wątpliwości – po prostu dobrze wszystko widać. Od stu lat właśnie sztuki plastyczne (niegdyś piękne) stały się polem i probierzem zmian kulturowych. Początki światowej awangardy ściśle związane są z ekspansją komunizmu realizowaną przez Armię Czerwoną. W 1919 roku suprematystyczna abstrakcja Czerwonym klinem bij białych El Lissitzkiego służyła jako plakat wojenny. Julian Marchlewski wieszczył wtedy: „Doczekamy się tej chwili, kiedy nasza Czerwona Armia zada cios polskim białogwardzistom. Wtedy na barykadach Warszawy zdecyduje się los tej wojny, a wraz z nim los światowej rewolucji”[1]. „Lissitzky w swej rysunkowej opowieści o uderzeniu tym razem czerwonego kwadratu rozbija, niczym PIORUN rewolucji, panujący na ziemi porządek i kładzie podwaliny pod czerwoną architekturę nowego świata.”[2] Po przegranej przez Armię Czerwoną Bitwie Warszawskiej władze sowieckie uznały kulturę i sztukę za istotny instrument propagandy rewolucyjnej w Europie, realizowany przez III Międzynarodówkę (Komintern), którą upamiętnił Tatlin swą konstruktywistyczną rzeźbą. Odpowiednikiem Kominternu w obszarze sztuki stała się Czerwona Międzynarodówka Twórczych Artystów, organizacja szerząca ideę rewolucji marksistowsko-leninowskiej w Europie, a którą Majakowski nazywał „Czerwonym Sztukinternem”[3]. Jej polskim reprezentantem był m.in. Mieczysław Szczuka. Kluczem do zrozumienia istoty zmian w kulturze w XX wieku jest fakt, że tworzywem i materią działań w obszarze sztuki stało się samo społeczeństwo. Już w latach dwudziestych XX wieku Szczuka podaje za El Lissitzkim: „Nie wyobrażamy sobie konstruowania nowych form w sztuce poza procesem przekształcania form społecznych”. Rewolucyjne działania „artystyczne” stopniowo realizowano na żywym organizmie społeczeństwa. Od samego początku, jak i dziś swoista inżynieria ideologiczno-artystyczna ma ten sam cel: zmianę społeczną. Nie dąży się już do wytworzenia wartościowego, materialnego obiektu – dzieła sztuki, lecz obrabia się relacje społeczne i dekonstruuje metodami awangardowymi i krytycznymi wszystkie cenne wartości, dzięki którym pozostaje ono wspólnotą. Współczesne lewicowe marsze i protesty skierowane przeciw podstawowym wartościom kultury są kontynuacją i owocem na masową skalę owych społecznych akcji artystycznych. Spełnieniem najskrytszych marzeń akcjonistów wiedeńskich byłoby ogarnąć performansem całe społeczeństwo, by w końcu można swobodnie (bez żadnego gorsetu katolickich i mieszczańskich obyczajów) publicznie w ramach „sztuki” załatwiać potrzeby naturalne, masturbować się, samookaleczać się i smarować własne ciała krwią, ekskrementami i wymiocinami. Byłby to społeczny szczyt sztuki totalnej. Póki co, odbywa się to w galeriach sztuki i specjalnych klubach, ale już często za publiczne pieniądze.

W sztuce współczesnej i krytyce sztuki lewicowa ideologia odrzuciła z obszaru teorii sztuki doskonałość i piękno jako relikty świata antyczno-chrześcijańskiego i foruje alternatywne anty-wartości estetyczne, często wbrew naturalnej wrażliwości i potrzebom estetycznym, intelektualnym i psychologicznym odbiorcy. Samo pojęcie sztuka WSPÓŁCZESNA jest przykładem transgresji pojęć podstawowych. Oznacza ono, że istnieje jakiś specjalny, wyselekcjonowany z pozostałej sztuki rodzaj twórczości, który ma mieć inne prawa i przywileje, i trzeba ją promować, i uświadamiać o niej tępe społeczeństwo o niskich kompetencjach kulturowych. Taka sztuka posiada odrębne muzea i galerie tylko jej dedykowane. Nauczana dziś we wszystkich państwowych uczelniach w Polsce, stała się ciężkim, hermetycznym akademizmem i funkcjonuje poza społeczeństwem. Prawdą jest, że większość społeczeństwa nie chce spontanicznie uznać sztuki współczesnej, więc trzeba stosować siłę polityczną i przewagę instytucjonalną, publiczne fundusze, by to „dobrodziejstwo” przyjęto. Czemu nie po prostu SZTUKA, sztuka dobra albo zła? Dlatego, że zostały odrzucone wszelkie kryteria oceny i rozumowa argumentacja – pozostaje więc dominacja siłowa.

Czy dialog z rewolucją jest możliwy?

Jedyną szansą na porozumienie stron sporu kulturowego jest rozwój kultury opartej na miłości bliźniego i miłości prawdy. Dialog w kulturze odbywa się na poziomie kreacji i budowania według wspólnej wizji. Zasadą dialogu jest możliwość spokojnego i dogłębnego przedstawiania argumentów i swobodnej prezentacji twórczości poddanej pełnej weryfikacji społecznej. Dialog możliwy jest przy uznaniu wspólnego rozumienia pojęć podstawowych, stosowania czytelnych kryteriów rozumnego wnioskowania o rzeczywistości oraz przy woli poszukiwania prawdy – dotyczy to również obszaru sztuki. Istnieje konieczność zwrócenia uwagi na niebezpieczeństwa współczesnej idei dialogu. Lewicowa praktyka dialogu (dyskursu) jest jednym z przejawów metody krytycznej, służy do dekompozycji pojęcia Prawdy w celu zastąpienia jej post-prawdą, która ma być produktem społecznego konsensusu. W praktyce post-prawda zależy ostatecznie od tych, którzy ordynują debaty i posiadają mikrofon. W tym kontekście pojawia się utopijna idea powszechnego dialogu, który służy de facto utrzymaniu stanu rewolucyjnej, permanentnej modernizacji kultury. „Dialogiści” to nowocześni przedstawiciele konserwatyzmu, mający się za bardziej światłych od pozostałych. W wyniku skrywanych kompleksów niższości rezygnują wspaniałomyślnie z deklarowania wartości, by uzyskać akceptację i przychylność rewolucji, by ochronić siebie. Mniemają, że zdobędą szacunek ze strony lewicowej rewolucji i zostaną uznani za pełnoprawnych partnerów dialogu. Problem w tym, że rewolucja ze swej destrukcyjnej natury nie uznaje klasycznej formuły dialogu jako metody rozwiązywania sporów, z racji braku argumentów intelektualnych nie jest nim zainteresowana. Woli rozwiązania siłowe, aneksje, wrogie przejęcia, woli dominację instytucjonalną, polityczną, medialną i każdą inną, by zaprowadzić specyficzną demokraturę mniejszości (sic!). Jest przecież, jako się rzekło REWOLUCJĄ, a nie zabawą w podchody. Dialog bez ustalenia obszarów wspólnych wartości i granic w aksjologii jest utopią, wpisuje się w postmodernistyczną ideę płynnej rzeczywistości. Co robić? – pytał Lenin, zapytajmy także my.

Postulaty na czas wojny kulturowej

Co uczynić, by nie płynąć z prądem tsunami międzynarodówki kulturowej? Współczesna „wojna” kulturowa na nowo stawia pytanie o projekt, według którego budować kulturę w Polsce. Tu istotne dopowiedzenie, że kulturę rozumiemy w ujęciu klasycznym, jako analogię do uprawy ogrodu, w którym nie obowiązuje rewolucyjny determinizm dziejowy, ale prawa przyrody. W naszym ogrodzie ważne jest to, czy rośnie lebioda, perz, czy róże. Mamy przecież kryteria pożytku i piękna, według których kultywujemy nasz ogród, korzystając również z tradycji i wiedzy poprzednich ogrodników. Dziś, po odrzuceniu klasycznych, odkrywanych i sprawdzonych przez wieki zasad budowy świata, mimo rozwoju cywilizacji i nauki prawie niemożliwe jest dorównanie dawnym osiągnieciom estetycznym w architekturze, malarstwie czy muzyce. Jednak historia kultury i sztuki – nie ta w interpretacji postmodernistycznej – wskazuje, że niezależnie od epoki, panujących idei filozoficznych, od systemów czy reżimów politycznych prawdziwe dzieła kultury, arcydzieła sztuki powstawały spontanicznie. Sztuka potrzebuje niewiele – autentycznej WOLNOŚCI, nie anarchii, oraz sprawiedliwego i rzeczowego wsparcia przez mecenat państwowy. Prawdziwa, dobra sztuka powstawała, powstaje i będzie powstawać spontanicznie od dołu. By ją zacząć zauważać, wystarczy uwolnić się od dyskursów, nowomowy, metanarracji i nadbudowy. Przede wszystkim warto odrzucić terroryzujący paradygmat nowoczesności jako przeżytek XX wieku, jako przejaw minionego kolejnego „stylu” historycznego. Odrzucić postmodernistyczny, postawangardowy, neomarksistowski gorset ideologiczny oraz zrezygnować z selektywnego uznawania twórczości artystycznej.

Kluczowym zadaniem w Polsce powinno być odtworzenie i rozwijanie klasycznej edukacji kulturowej na średnim i akademickim poziomie opartej na uniwersalnych wartościach Prawdy, Dobra i Piękna. Wzorem innych krajów (Kanada, USA, Szwecja, Włochy) dla uzyskania choćby minimalnej przeciwwagi, należy powołać choć jedną uczelnię artystyczną z klasycznym[4] (poza-awangardowym) programem sztuki i myśli o sztuce. Należy powoływać w Polsce instytuty artystyczno-naukowe, który zajmowałyby się czymś w rodzaju classic study (analogia do gender study)[5].

Warto wyzbyć się kompleksów niższości wobec zagranicy. Przecież nie wszyscy mamy kompleksy wobec Artworldu, nie wszyscy za wszelką cenę chcemy ukryć narodowy, rodzimy charakter naszej kultury i duszy. Mamy swój język, wiarę, tradycje, wspaniałą sztukę. Nie musimy być nawet bogatym krajem, bo mamy wszystko, by budować zdrową kulturę. Dialog w kulturze to realizacja odpowiedniego i sprawdzonego projektu. Warto spróbować, a wtedy będziemy zapraszać każdego chętnego do tego dialogu. Znając swą wartość, będziemy pięknie się różnić. Chrześcijańska wizja kultury jest afirmatywna w stosunku do rzeczywistości, pomimo rozpoznania zła i grzechu. Dziedzictwo chrześcijańskie wzbogacone o nasz narodowy charakter pozostaje wciąż wyrazistym, dobrze zdefiniowanym projektem łączącym starożytność ze współczesnością. Być może to ostatni moment na taki konstruktywny dialog.

Piotr P. Drozdowicz

Poznański artysta malarz, doktor sztuki. Studiował w ASP w Poznaniu i w Ecole des Beaux-Arts de Rennes we Francji. Zajmuje się malarstwem olejnym, akwarelą oraz malarstwem ściennym specjalizując się w technikach al fresco. Projektuje wnętrza architektoniczne z zastosowaniem malarstwa ściennego. W latach 2022/23 zrealizował freski w kościele św. Eloi w Comblessac (Francja). Autor książki Między muzeum a prezbiterium (nagroda główna im. Łukaszewicza Poznaniana 2017). Śpiewa jako tenor w Chórze Filharmonii Poznańskiej „Poznańskie Słowiki” koncertując w Polsce i za granicą.

[1] Cyt. za: T. Żenczykowski, Dwa komitety, 1920-1944. Polska w planach Lenina i Stalina, Paris 1984, s. 24-25.

[2] El Lissitzky, Suprematiczeskij skaz o dwu kwadratach, Witebsk 1920 - „De Stijl”, 1921 - Berlin 1922.

[3] za: Czekalski M. Międzynarodówka Salonów Automobilowych i hagiografia rewolucji: Mieczysław Szczuka na rozdrożach nowej sztuki, w; Artium Quaestiones, Tom 9 (1998) s. 75-109.

[4] Określenie klasyczny, klasyczna estetyka, rozumiem nie jako dawny, tradycyjny, lecz teraźniejszy, ale pozbawiony paradygmatów, ducha, zasad, metod awangardowo-dadaistycznych wraz z wszelkimi jej post-mutacjami i współczesnymi regresami. Chodzi o takie zjawiska w kulturze i sztuce, które powstają, jakby awangarda nie zaistniała, albo była tylko nieaktualnym stylem, trendem przeszłości.

[5] Aby objaśnić ideą classic study w sztuce, niezbędny jest odrębny artkuł.

Pozostało 80% tekstu