Paradoksalny tytuł tego artykułu wypływa z obserwacji natury konfliktu, czy raczej konglomeratu konfliktów kulturowych, w których cieniu funkcjonujemy. Wpisując się w dyskusję wokół pojęcia „wojen kulturowych”, obok samego diagnozowania sytuacji, więcej miejsca należałoby poświęcić także metodologii reagowania w warunkach konfrontacji. Działania skonfliktowanych stron wymagają przemyślenia i rekapitulacji na tle deklarowanego przywiązania do konkretnych wartości. Warto także postawić pytanie, na ile adekwatne jest prowadzenie dyskusji dotyczącej pola kultury za pomocą języka militarnego i jakie to rodzi konsekwencje. Najistotniejsze jest jednak ustalenie, czy istnieje alternatywa dla „wojny”, lub co musiałoby się stać, aby taka możliwość zaistniała.

konflikty na świecie

Oczywistością jest mówienie, że mierzymy się obecnie z wielowymiarowym, globalnym kryzysem, objawiającym się nie tylko w sferze geopolitycznej, gospodarczej czy ekologicznej, ale także w sferze kultury. Różnice interesów i intensywność napięć pomiędzy głównymi graczami politycznymi są dziś większe niż w okresach poprzedzających obie wojny światowe i chyba tylko lęk przed rozwiązaniem nuklearnym obniża temperaturę rywalizacji pomiędzy mocarstwami. Konflikt amerykańsko – chiński o globalne przywództwo, piwotalna pozycja Rosji, aspiracje państw Bliskiego Wschodu, Europa słabnąca wobec demograficznych i gospodarczych potęg azjatyckich, narastające ciśnienie biednego południa na zasobną północ wzmagane konfliktem syryjskim i zmianami klimatycznymi, to tylko najbardziej oczywiste przykłady ze sfery światowej gospodarki i polityki. Zasadnicze podziały kulturowe niekiedy pozornie tylko pokrywają się z politycznymi i nie zawsze dają się tłumaczyć w kategoriach zderzenia cywilizacji. W bliższym oglądzie okazuje się przecież, że każdy z głównych kręgów kulturowych targany jest swoimi wewnętrznymi konfliktami, a wszystkie razem podlegają mniej lub bardziej intensywnie procesom globalnym. W naszym kręgu kulturowym na pierwszy plan wysuwa się naturalnie kolizja neomarksizmu ze światopoglądem ukształtowanym na gruncie chrześcijańskim, jednak ograniczenie perspektywy do jedynie takiego stwierdzenia byłoby wielkim uproszczeniem. Należy pamiętać zarówno o pewnej odrębności perspektywy neoliberalnej, jak i o niejednorodnym charakterze wszystkich zasadniczych stron sporu. Ani współczesna lewica, ani też opcja chrześcijańska nie stanowią monolitów. Jednoznaczna polaryzacja obrazu konfliktu jest zaś pochodną procesów, na które zwracał uwagę Michel Foucault i jego filozoficzni spadkobiercy. Następuje podporządkowanie wielu różnych postaw wynikających z wielu rozmaitych motywacji dwóm dominującym, generalnym dyskursom. Podmioty zaangażowane w spór, działając w poczuciu swojej indywidualności, ale i bezradności w obliczu globalnych procesów, poddają się bezwzględnej „biowładzy” meblującej kształt debaty publicznej. Zaciąg pod sztandary jednej lub drugiej generalnej opcji ideowej odbywa się zawsze kosztem podmiotowości i uniemożliwia normalną, międzyludzką komunikację pomiędzy członkami wytworzonych w ten nieludzki sposób wrogich „armii”. Polaryzację pogłębiają i utrwalają algorytmy zarządzające obiegiem informacji w globalnej sieci. Zamykając użytkowników w homogenicznych informacyjnych „bąblach”, „komorach echa” i „króliczych norach”, prowadzą wielkie grupy społeczne ku antagonizmom, przywodzącym ma myśl wstępną fazę rwandyjskiego konfliktu plemiennego.

polski teatr wojny

Polski konflikt pozostaje oczywiście elementem rozgrywki światowej, posiada jednak swoją lokalną specyfikę. W generalnym oglądzie dominuje starcie, nazwijmy to umownie: lewicy wiernej ideałom emancypacji i postępu z konserwatywną prawicą przywiązaną do wartości narodowych i katolickich. Bliższe spojrzenie pokazuje, że lewa strona to właściwie koalicja postkomunistów, rodzimej nowej lewicy, anarchistów i neoliberałów, zaś strona prawa to przynajmniej dwie lub trzy różne opcje katolickie: od sympatyków „Tygodnika Powszechnego” po Rodzinę Radia Maryja. Dodać do tego trzeba także pewną grupę przedstawicieli innych wyznań religijnych. Jeszcze bardziej złożona jest tożsamość dzisiejszej polskiej prawicy stroniącej od liberalizmu gospodarczego i skupionej na sferze socjalnej.

Oczywistością jest także kulturowa ofensywa lewicy, nastawionej na wywołanie trwałych zmian społecznych, eliminujących z przestrzeni publicznej dyskurs narodowy i katolicki. Lewicy udało się nawet doprowadzić w okresie od 1989 do 2015 roku do niemal całkowitego przejęcia publicznych instytucji kultury oraz do bezwzględnego i – należy to wyraźnie powiedzieć – bezprawnego wykluczenia z obiegu instytucjonalnego artystów o poglądach nie lewicowych. Wytworzono szczelny system, serwujący dość jednolity przekaz ideologiczny oparty o wąskie środowisko artystyczne i kuratorskie, którego kształt i wielkość regulowały z kolei neoliberalnie pojęte kategorie rynkowe. Działanie systemu miało mieć z jednej strony charakter misyjny, z drugiej zaś być opłacalne dla beneficjentów tej swoistej korporacji.

Począwszy od roku 2015 następuje konserwatywna rekonkwista. Zmienia się kierownictwo większości instytucji kultury zależnych od politycznej centrali. Trudno przy tym oprzeć się wrażeniu, że tzw. dobra zmiana, sięgając po proste odwrócenie wykluczających metod stosowanych dotąd przez lewicę, popada w tej sferze w groźną pułapkę symetrii. Obrazowo można by powiedzieć, że nawrócenie polskiej polityki kulturalnej jest jakby karykaturą nawrócenia św. Pawła, który po upadku z konia w drodze do Damaszku zastępuje zabijanie chrześcijan zabijaniem faryzeuszy. Odnosząc się do języka wojskowego: stosowanie w tym wypadku zasad wojny symetrycznej nie prowadzi raczej do pozytywnej zmiany jakościowej w tym niesprawiedliwym systemie.

polska specjalność: konflikt asymetryczny

Docieramy tutaj do jednego z paradoksów w ramach badanego zagadnienia: rzekomi konserwatyści stosują agresywne metody akolitów Marksa, przejmują nieszczerą narrację lewicy, łączącą deklaracje walki z wykluczeniami i bezwzględne wykluczanie współobywateli na podstawie cenzusu światopoglądowego.

Tymczasem rzeczywista dobra zmiana powinna raczej oznaczać wyjście poza neomarksistowskie reguły gry i fundować inne zasady wzajemnych odniesień.

Posiłkując się ponownie terminologią militarną: prawica, by być rzeczywiście wierną wartościom, na które się powołuje, powinna się zwrócić ku idei konfliktu asymetrycznego. Nie oznacza to bynajmniej kopiowania taktyki wojny podjazdowej i walk partyzanckich. Te miały swą rację bytu pod postacią rozmaitych strategii antyinstytucjonalnych w okresie instytucjonalnej hegemonii lewicy. W obecnym kontekście natomiast asymetria metod działania powinna czerpać z jednej strony z wzorców ewangelicznych na zasadzie: „zło dobrem zwyciężaj” (por. Rz 12, 14-21), z drugiej zaś, na poważnie podchodząc do kategorii wspólnoty narodowej, powinna się przejawiać w pielęgnowaniu jedności kultury narodowej na przekór globalnym mechanizmom dzielenia i rozwadniania takich wspólnot.

Morale

Nawiązując do dewizy Wojska Polskiego: „Bóg, Honor, Ojczyzna”, można się pokusić o wyznaczenie koordynatów, jakie powinny określać polską politykę kulturalną w obliczu wojny, o której mówimy. Obok wspomnianego już Listu św. Pawła do Rzymian, inspirację może stanowić także jego mowa na Areopagu (Dz 17, 16-34). Opisana w Dziejach Apostolskich sytuacja powinna być także dzisiaj modelem dyskusji chrześcijaństwa z jego adwersarzami, dyskusji szczerze przebijającej się do prawdy, uznającej wartość rozmówcy i wartość jego pozytywnych dokonań. W praktyce powinno to oznaczać np. wyraźne uznanie zbieżności części postulatów emancypacyjnych (równouprawnienie kobiet, sprawiedliwe relacje pracownicze i gospodarcze, sprawy poszanowania dziedzictwa naturalnego, etc.) ze społeczną nauką Kościoła.

Obraz Areopagu z powodzeniem może być także modelem organizacji obiegu kultury uwzględniającego równe prawo wypowiedzi wszystkich obywateli. Punktem Honoru prawicy musi się stać zatrzymanie wahadła wykluczenia, w którego rytm funkcjonuje nasza kultura w ostatnich dziesięcioleciach. Potrzebujemy nowej ramy programowej publicznych instytucji kulturalnych. Nowe reguły konstruowania oferty tych instytucji należy oprzeć o zasadę pluralizmu i zobiektywizowanej reprezentatywności wszystkich form i strategii twórczych występujących wśród artystów. Jedyne ograniczenia powinny dotyczyć postaw w oczywisty sposób propagujących zbrodnicze ideologie i nienawiść oraz tych nakierowanych na zniszczenie państwa, które jest gospodarzem wspomnianych instytucji. Trudno wyobrazić sobie, aby takie regulacje zechcieli wprowadzić przedstawiciele lewicy, owładnięci mało honorową i paralegalną ideą „długiego marszu”, przez lata dyktujący warunki wojny na wyniszczenie. Dokonać mogą tego jedynie ludzie na serio traktujący ideę demokratyczną i narodową.

Odniesienie do pojęcia Ojczyzny w naturalny sposób prowadzi do uznania wartości wspólnoty definiowanej jako „kultura polska”. Wszystko, co tę wspólnotę buduje, co daje się wskazać jako wspólny mianownik łączący nas pomimo różnic, powinno stanowić pożądane zagadnienie artystyczne, powinno być promowane i wspierane organizacyjnie i finansowo. Z drugiej strony to, co tę wspólnotę dezintegruje, powinno być identyfikowane jako zagrożenie. Należy jednak wyraźnie zaznaczyć, że takim zagrożeniem nie jest krytyczne patrzenie na polskość, nie są nim też nawet bardzo trudne w odbiorze dzieła, boleśnie pogłębiające polską samowiedzę. Takie działania są najczęściej, jak można powiedzieć po tischnerowsku: właściwą artystom „posługą myślenia”. Zagrożeniem jest natomiast utrzymywanie ostrego podziału naszego i tak już relatywnie małego społeczeństwa w czasie, gdy musimy się mierzyć z procesami i konkurencją o globalnej skali. Polski podział społeczny zawsze bowiem będzie działał na korzyść naszych potężnych konkurentów i będzie rozgrywany przez nich analogicznie do tego, jak rozgrywane są napięcia etniczne w społeczeństwach wielonarodowych. To, czego nam w tym wymiarze potrzeba, celnie zawarł św. Jan Paweł II w swojej homilii wygłoszonej w Gdańsku 12 czerwca 1987 roku: „Solidarność – to znaczy: jeden i drugi, a skoro brzemię, to brzemię niesione razem, we wspólnocie. A więc nigdy: jeden przeciw drugiemu, jedni przeciw drugim”.

Strategia

Jeśli przyjąć właściwą perspektywę, to na poziomie strategicznym gra toczy się o przetrwanie odrębnej tożsamości polskiej kultury, w dalszej zaś kolejności o eksport i rozszerzanie się modelu kulturowego zgodnego z preferencjami naszej wspólnoty. Potrzebujemy zatem definicji kultury polskiej, która będzie na tyle pojemna, by pomieścić nie tylko strony aktualnego konfliktu, ale by zachować jeszcze zdolność przyjaznej interakcji z innymi kulturami naszego regionu. Wzorzec takiej definicji jest nam dostępny i kryje się w tradycji tolerancji wielonarodowej i wielowyznaniowej I Rzeczypospolitej. Modernizacja i adaptacja tego wzorca do dzisiejszych warunków dawałaby szansę na rzeczywistą podmiotowość, można powiedzieć nawet suwerenność naszej kultury. Pozwalałaby ona na zrzucenie jarzma dominujących aktualnie dyskursów i uzyskanie faktycznego wpływu na procesy ich porządkowania, a co za tym idzie – także na urządzanie, meblowanie przestrzeni społecznej. W takim myśleniu leży klucz do prawdziwej żywotności kultury i do realnej władzy w tej sferze. Próżno go natomiast szukać w dzisiejszej, ciasnej definicji, przystrzyżonej przez Józefa Stalina do obecnych, niemal zupełnie monoetnicznych i monowyznaniowych kształtów.

poziom taktyczny

W tym miejscu dochodzimy do tytułowego postulatu dialogu. Aby możliwa była realizacja zakreślonych wyżej celów strategicznych, na szczeblu taktycznym, to znaczy w bieżącym kształtowaniu polityki kulturalnej należy postawić na ideę dialogu. Dowartościowanie tej idei powinno nastąpić w programach instytucji kultury, na wszystkich etapach edukacji artystycznej oraz na poziomie finansowania inicjatyw kulturalnych, zarówno tych adresowanych do krajowego odbiorcy, jak i tych będących elementem dyplomacji i wywierania miękkiego wpływu na otoczenie międzynarodowe. W postulowanym dialogu nie chodzi w żadnym razie o dążenie do utopii demokracji deliberatywnej kosztem demokracji sensu stricto, ani o przyzwolenie na postmodernistyczne rozmywanie wartości. Naiwnością byłoby liczyć na każdorazowy konsensus, na dogadanie się. Podziały i różnice są zbyt głębokie, sięgają światopoglądu i tożsamości, nie ma więc co oczekiwać, że uda się dokonać tak głębokiej przemiany adwersarzy lub że unikniemy twardych rozstrzygnięć kwestii granicznych na drodze głosowania. Nie o to jednak w tym wszystkim chodzi. Wzajemne poznanie intencji i perspektyw, dostrzeżenie pozytywów i obszarów wspólnej troski ma nas poprowadzić od antagonizmu do agonizmu. Od dzisiejszej, niedojrzałej formy debaty publicznej uzależnionej od władzy dyskursów w stronę modelu demokracji agonistycznej, zdolnej pokojowo wypracowywać zasady koegzystencji i kumulować kapitał społeczny dla wspólnych korzyści.

poziom drużyny

Jeśli inicjatywa dialogu ma mieć szansę powodzenia, nie może być jedynie deklarowana czy dekretowana w ośrodkach władzy. Istotny efekt uda się uzyskać jedynie wtedy, gdy dialog bądź polilog, czy to werbalny, czy artystyczny, będzie praktykowany w niewielkich, dobrze skomponowanych grupach rozmówców. Ważne są przy tym nie tylko kompetencje profesjonalne zaangażowanych osób, ale także doskonalenie samych technik i kompetencji dialogicznych. Pewnych podpowiedzi metodologicznych możemy szukać w filozofiach personalistycznych, a w bliższym horyzoncie czasowym np. w polemice Jürgena Habermasa z Benedyktem XVI (J. Habermas, J. Ratzinger, The Dialectics of Secularization, 2007). Szeroki katalog przydatnych narzędzi facylitacji dialogu niesie także współczesna psychologia społeczna. Należą do nich zarówno skodyfikowane metody, takie jak np. Porozumienie Bez Przemocy, jak i mniej sformalizowane, tworzone bardziej intuicyjnie i oparte o praktykę części środowiska kulturalnego, rozmaite szczegółowe techniki porozumiewania. W tworzeniu konkretnych projektów artystycznych opartych o ideę dialogu na pewno pomocna będzie niehierarchiczna struktura współpracy, dbałość o poczucie sprawczości wszystkich uczestników działań, negocjowanie wspólnego języka bądź translacja pojęć, a nawet wykorzystywanie aktywności pozawerbalnych jako katalizatora zbliżenia oraz jeszcze wiele innych.

***

Wydaje się, że w świetle idei dialogu stosowanie retoryki militarnej w odniesieniu do konfliktów w polu kultury może pełnić jedynie funkcję przewrotnej metafory.

Pozostało 80% tekstu