Jesienią 2020 roku uczestniczyłem w konferencji online na temat ikonoklazmu w kontekście brytyjskim. Uczestnikami i prelegentami byli profesjonaliści ze świata sztuki: rzeźbiarze, krytycy, administratorzy muzeów, historycy i tym podobni. Zostałem poproszony o wystąpienie ze względu na niedawną publikację mojej książki „Iconoclasm, Identity Politics and the Erasure of History” (Societas, 2020). Sprzeciwiałem się w niej przemocy wobec pomników, zmianom w zapisach historycznych i tłumieniu tradycyjnych narracji narodowych. Innymi słowy, opowiadałem się za zgodnym z prawem przestrzeganiem status quo. Gdy wygłaszałem swoje przemówienie, zostałem obrzucony wyzwiskami w sekcji komentarzy, a wielu żądało, aby mnie uciszono. Jeśli kiedykolwiek brakowało mi dowodów na instytucjonalne wsparcie dla ikonoklazmu, tutaj było ono aż nadto widoczne. Słuchacze i inni mówcy byli oburzeni, że jakikolwiek profesjonalista z dziedziny sztuki może sprzeciwiać się Black Lives Matter lub odrzucać wezwania do rewizji (i wymazania) historycznych pomników. Dwie trzecie mówców i komentatorów opowiadało się za powszechnymi zmianami lub selektywną rewizją sztuki publicznej na podstawie historycznych powiązań z niewolnictwem, kolonializmem lub innymi kwestiami związanymi z rasą.

Zanim przyjrzymy się temu, jak znaleźliśmy się w takim położeniu, powinienem nakreślić najważniejszy przypadek ikonoklazmu w Wielkiej Brytanii w ostatnim półwieczu. Było to wydarzenie, które stało się punktem centralnym debat na temat ikonoklazmu i rewizjonizmu historycznego, włączając w to powyższą konferencję. Po śmierci George’a Floyda, pod koniec maja w USA, 7 czerwca w centrum Bristolu odbył się protest popierający ruch Black Lives Matter i „sprzeciwiający się niewolnictwu” (tylko historycznemu – nie było żadnych komentarzy na temat współczesnego niewolnictwa w Azji czy Afryce). Protest przerodził się później w tłum, który zaatakował, pokrył graffiti i w końcu przewrócił pomnik Edwarda Colstona [parlamentarzysta z Bristolu, handlarz niewolnikami – przyp. tłum.]. Posąg został zdewastowany niczym pomniki upadłych dyktatorów. Stoczono go do rzeki pod okiem przedstawicieli mediów, rady miasta i policji – wszyscy wyrazili poparcie dla aktu przemocy wobec historycznego dzieła kultury.

Colston był dobroczyńcą Bristolu, pomagał biednym poprzez jałmużny i datki kościelne, a także zakładał szkoły. Część swoich pieniędzy zarobił inwestując w wówczas legalne (choć kontrowersyjne) firmy handlujące niewolnikami. Lewicowa rada miasta, złożona z polityków Partii Pracy (ang. Labour Party), pobudzona przez aktywistów rasowych, od lat chciała usunąć pomnik. Była ona jednak blokowana przez lokalnych mieszkańców, którzy chcieli go zachować. Odbyły się długie debaty na temat umieszczenia tablicy z kontekstem życia publicznego Colstona, ale zarówno rada, jak i aktywiści byli sfrustrowani oporem prawnym i społecznym wobec takiego zapisu. Kiedy pojawiła się szansa na „akt bezpośredni”, lewicowa rada i dowódcy policji (szkoleni w zakresie antyrasizmu, wrażliwości kulturowej i celebrowania wieloetnicznej populacji Bristolu) dostrzegli okazję do wykorzystania tłumu do zniszczenia pomnika Colstona, wbrew woli większości mieszkańców miasta. Później garstka uczestników tłumu otrzymała od policji upomnienia – najniższy wymiar kary.

W Wielkiej Brytanii mamy kadrę w przeważającej mierze białych, należących do klasy średniej, wykształconych na uniwersytetach, lewicowo nacechowanych osób (głównie kobiet), które zdominowały administrację artystyczną i środowiska akademickie, coraz bardziej wykluczając bardziej konserwatywnych mężczyzn. Mężczyźni są bardziej przywiązani do idei i przedmiotów, są bardziej odporni na problemy społeczne; kobiety zaś są bardziej zainteresowane sprawami społecznymi, zorientowane na ludzi i bardziej otwarte na ideały aktywizmu na rzecz sprawiedliwości społecznej. W miarę, jak sztuka finansowana ze środków publicznych jest dostosowywana do kobiet w ramach dążenia do parytetu płci, wartości kobiet (zainteresowanie ludźmi, kwestie społeczne, sprawiedliwość społeczna, matczyna opiekuńczość) zaczynają zmieniać sposoby zarządzania sztuką.

Przez około 40 lat rząd brytyjski (podobnie jak wiele rządów na Zachodzie) postrzegał sztukę jako narzędzie rewitalizacji miast, turystyki, integracji społecznej, wielokulturowości i reprezentacji demograficznej. Stoi to oczywiście w sprzeczności z tradycyjną rolą sztuki, jaką jest ochrona narodowego dziedzictwa. Przed 1950 rokiem Wielka Brytania była faktycznie homogeniczna rasowo. Nagle czysta biel brytyjskiej historii wydaje się problematyczna dla tych administratorów, którzy nastawieni są na reprezentowanie i promowanie wielokulturowości i wielorasowości. Następnie słyszymy wezwania do „reprezentowania tego, jacy jesteśmy teraz”, co pociąga za sobą nie tylko dodawanie nowych materiałów, ale także usuwanie starych. Pragnienie bycia przyjaznym staje się patologicznym pragnieniem wymazania dowodów niewygodnej przeszłości. W interesie własnym biali liberałowie z klasy średniej wykorzystują podatki do finansowania sztuki, którą w przeważającej mierze sami konsumują; aby chronić ten strumień dochodów i podaż miejsc pracy, klasa ta przedstawia się jako sojusznik imigrantów i mniejszości oraz kieruje sztuką jako narzędziem przynoszącym korzyści całemu społeczeństwu. Przedstawianie sztuki jako dobra uniwersalnego przy jednoczesnym utrzymywaniu jej w posiadaniu dla własnych korzyści i kontroli jest zręczną taktyką elit.

Kwestią sporną jest przedstawianie historii. Kosmopolityczna, antypatriotyczna, społecznie liberalna i politycznie lewicowa kadra kierownicza klasy średniej (którą nazwałem „elitą kierowniczą”) postrzega tradycjonalistyczną, patriotyczną i konserwatywną część społeczeństwa jako swojego wroga. Oddając cześć bohaterom narodowym, takim jak królowa Wiktoria, Winston Churchill i inni, klasa robotnicza demonstruje swoje odrzucenie dominującego politycznie projektu wielokulturowości klasy średniej, który przedstawiany jest jako całkowicie korzystny i niewątpliwie nieunikniony. Kiedy biedni ludzie sprzeciwiają się temu, że migranci zabierają miejsca pracy poprzez zatrudnianie się po niższych stawkach, zapełniają szkoły i zmieniają charakter dzielnic, ich obawy są odrzucane jako ignoranckie i rasistowskie. Biali ludzie z klasy robotniczej, którzy sprzeciwiają się migracji lub zmianom kulturowym narzuconym z góry, są nazywani przez elitę menedżerską gammon [tylna noga świni; obelga skierowana wobec ludzi białoskórych – przyp. tłum.]. (Trudno sobie wyobrazić, by osoby piszące dla lewicowych publikacji określały nie–białych ludzi mianem wieprzowiny). Kiedy głosują za opuszczeniem UE, są „wyborcami o niskim poziomie informacji” i ksenofobami.

Pozbawianie klasy robotniczej symboli tradycji, dumy historycznej i spójności społecznej, zwłaszcza w postaci posągów, pomników i nazw miejsc, jest więc nie tylko akceptowalne dla kosmopolitycznych liberałów, którzy kierują polityką (tudzież mają na nią wpływ), policją, wojskiem, mediami, szkołami, uczelniami, organizacjami charytatywnymi, kościołem i sztuką, ale staje się też problemem samym w sobie. Od lat 60. historia nauczana w szkołach i państwowych mediach obaliła koncepcję wielkiego człowieka w kontekście historii, prezentując w zamian marksistowskie analizy konsumpcji i dynamiki społecznej. Teraz osadzeni na każdym szczeblu władzy lewicowcy mogą ułatwiać aktywistom niszczenie symbolicznych celów: posągów.

W akcie symbolicznego upokorzenia dyrektor British Museum przeniósł popiersie jego założyciela, sir Hansa Sloan’a, do gabloty dokumentującej niewolnictwo. Czołowy lekarz i filantrop okresu oświecenia został tym samym zredukowany do karykatury okrutnego wyzyskiwacza i beneficjenta fortuny płynącej z niewolniczej plantacji swojej żony. Dyrektor ICA wezwał do zniszczenia kolejnych posągów. Madeline Odent, konserwatorka z Royston Museum w hrabstwie Hertfordshire, doradzała obserwującym, jak nieodwracalnie uszkodzić posągi z brązu. Royston Museum zareagowało na krytykę, odpowiadając: „Dziękujemy za Twój komentarz. Stoimy z i dla #BlackLivesMatter, i nie wspieramy dziedzictwa rasistów”. (Warto zauważyć, jak ataki na posągi, wsparcie dla ruchu politycznego i zakładany moralny obowiązek atakowania „spuścizny rasistów” są ze sobą zmieszane). Instytucje takie, jak National Trust (odpowiedzialne za ochronę historycznych zabytków, budynków i ziemi), British Museum, British Library i inne rzuciły się do demaskowania rzekomego współudziału Brytyjczyków w praktyce niewolnictwa. Sporządzono listy beneficjentów handlu niewolnikami. Żadna z tych informacji nie była wcześniej ukryta ani nieznana. Do czego posłużą te listy? W najlepszym przypadku są to symboliczne uznania; w najgorszym – listy celów dla działaczy. Kościół Anglii ogłosił ankietę, mającą na celu zbadanie biografii postaci przedstawionych w Opactwie Westminsterskim, z zamiarem usunięcia niektórych wizerunków.

Kampania Rhodes Must Fall (RMF) – ruch wywodzący się z RPA – dąży do usunięcia pomnika sir Cecila Rhodesa z Oriel College na Uniwersytecie Oksfordzkim, uzasadniając to tym, że jego powiązania z kolonializmem odstraszają afrykańskich kandydatów. Jeden z wtajemniczonych zwierzył mi się, że „RMF naprawdę (potajemnie) pragnie, aby pomnik pozostał – nie mogliby się nim mniej przejmować, ale jest on dla nich bardzo użyteczny jako broń propagandowa, aby podtrzymać debatę, która naprawdę ich dotyczy. W przeciwieństwie do nich, wielu profesorów najwyraźniej również mogłoby się nie przejmować pomnikiem, ale pragnie jego usunięcia, aby móc w spokoju kontynuować swoją działalność, finansowaną z pieniędzy Rhodes i innych darczyńców. Jednak zaraza z pewnością rozprzestrzeni się na Rhodes House, Rhodes Scholars...”. Innymi słowy, jeśli RMF uda się usunąć jeden cel, przeniosą się na inne symbole, ponieważ nie mają innego celu niż całkowite wykorzenienie wszelkich śladów historii, której się sprzeciwiają. Podobnie, po obaleniu pomnika Colstona, usunięto witraże z kościoła anglikańskiego St Mary’s, które Colston podarował. Administracja Colston Girl’s School usunęła imię ofiarodawcy wbrew życzeniom społeczeństwa; zmieniono także nazwę hali koncertowej Colston Hall.

Wszelkie ustępstwa prowadzą po prostu do kolejnych żądań. Ukierunkowana presja, wywierana wytrwale przez aktywistów, osłabia administratorów, którzy, jako czeladnicy polityczni, ustępują w każdej sprawie, ponieważ nie lubią dodatkowej pracy związanej z kontaktami z grupami nacisku i nie płacą żadnej ceny za kapitulację. Aktywiści wiedzą o tym i zdają sobie sprawę, że aby kampania odniosła sukces, musi być przedstawiona w kategoriach moralnych, cele muszą mieć niewielką grupę obrońców, administratorzy muszą być w dużej mierze nieświadomi celu i natury kampanii prowadzonych przez populistyczne grupy nacisku, a ogół społeczeństwa musi być apatyczny lub zadufany. Grupy nacisku wykorzystują przychylnych naukowców i dziennikarzy, aby nadać swojej sprawie dodatkową legitymizację, a także wykorzystują petycje internetowe i fale poparcia w mediach społecznościowych. Dzięki temu kampanie wydają się bardziej autentyczne, świadome, pełne pasji i lokalne, niż są w rzeczywistości. Kampanie są zazwyczaj prowadzone przez garstkę aktywistów, wykorzystujących wydarzenia do pozyskiwania wsparcia ze strony rozproszonych sympatyków politycznych, którzy nie są zainteresowani tematem (ani nie mają o nim wiedzy). Dlatego też grupa Save Our Statues ostrzega, że samorządy lokalne i muzea, pod wpływem strategicznych konsultacji z politykami udającymi ekspertów, stanowią większe zagrożenie dla zabytków niż wandale czy motłoch.

Kilka pokoleń zostało nauczonych wstydzić się kolonialnej przeszłości swojego kraju, pomimo istotnej roli Wielkiej Brytanii w zakończeniu północnoatlantyckiego handlu niewolnikami. Brytyjscy administratorzy sztuki są zatem podatni na szantaż emocjonalny i mogą postrzegać podejmowanie historycznych reparacji na rzecz grup mniejszościowych jako swój podstawowy obowiązek. Gdy administratorzy uznają, że ich podstawową lojalnością jest ruch polityczny, a nie ogół społeczeństwa, państwo czy instytucja, mogą usprawiedliwiać i zachęcać aktywistów do przemocy. Ich celem nie jest już działanie w charakterze strażników dziedzictwa, ale jako agentów rewolucyjnej sprawiedliwości. Podczas ataku w Bristolu burmistrz i komendant policji nakazali funkcjonariuszom, by nie zapobiegali zniszczeniom. Następnie rada uczciła przemoc tłumu i zniszczenie własności publicznej jako akt „antyniewolnictwa”.

Odizolowani od ludzi z klasy robotniczej, postrzegający świat poprzez media, które odzwierciedlają ich światopogląd, niedostrzegający, że akceptacja (i stymulowanie) żądań aktywistów może mieć negatywne następstwa, administratorzy sztuki postrzegają ikonoklazm jako naturalną, spontaniczną i nieukierunkowaną reakcję na „systemowy rasizm” i „toksyczne dziedzictwo niewolnictwa”. Ilekroć elita zarządzająca spotyka się z oporem, reakcją nie jest debata, lecz tłumienie. Akty oporu wobec ikonoklazmu i korekty historii są pokonywane i karane przez dalsze wymazywanie historii, poniżanie bohaterów narodowych, podważanie fundamentalnych opowieści i umniejszanie tradycji. Każde przywiązanie do przeszłości, nawet sentymentalne, jest dowodem na konieczność ukarania tych, którzy pielęgnują narodowe mity. To właśnie te narodowe mity, jak widzą je elity, uformowały i utrzymały Imperium Brytyjskie i są przyczyną dzisiejszych uprzedzeń rasowych.

Jeden z uczestników konferencji wymownie zasugerował, że obalenie pomnika Colstona było sposobem na „rozpoczęcie dialogu na temat niesprawiedliwości historycznej”. Żaden dialog rozpoczęty aktem przemocy nigdy nie przerodził się w rzeczową lub pełną szacunku rozmowę. Zniszczenie pomnika Colstona było demonstracją siły. Nikt z pozycji władzy nie rozpoczyna dialogu bez wcześniejszego ustalenia swojego stanowiska, zaplanowania odparcia kontrargumentów i bez zzamiaru, by mieć ostatnie słowo. Ilekroć jakakolwiek osoba u władzy porusza jakiś temat jako „rozpoczynający rozmowę/dialog”, bądźmy świadomy, że jest to wypowiedzenie groźby lub zapowiedź narzucenia niepopularnej zmiany.

Ikonoklazm jest wspierany i wykorzystywany taktycznie przez elity zarządzające brytyjskimi instytucjami. Stosuje się go w walce o upokorzenie i demoralizację większości brytyjskiej populacji. Jest to głęboko zakorzeniona zemsta kasty zarządzającej przeciwko ludności, która wątpi w korzyści płynące z inżynierii społecznej, narzuconej masowej imigracji i wymuszonego liberalizmu społecznego ukierunkowanego na cele globalistyczne. Jako taki, ikonoklazm nie jest uciskaną mniejszością walczącą z uciskającą większością, ale raczej elitarną warstwą brytyjskiego społeczeństwa, wykorzystującą tłumy, kampanie w mediach społecznościowych i presję mediów głównego nurtu do usuwania symboli dumy narodowej – wzorzec, który możemy zaobserwować w USA i innych miejscach na Zachodzie.


Wiele źródeł i dodatkowych danych do tego tekstu jest podanych w „Iconoclasm, Identity Politics and the Erasure of History” (Societas, 2020).

Tłumaczenie: Kacper Paradowski

Alexander Adams

Alexander Adams jest brytyjskim artystą, krytykiem i poetą. Swoje teksty krytyczne publikował w Apollo, British Art Journal, Burlington Magazine, The Critic i The Jackdaw. Jego prace były wystawiane na całym świecie, a tomy wierszy i rysunków wydano w Wielkiej Brytanii, w Stanach Zjednoczonych i na Malcie. W 2022 roku, nakładem wydawnictwa Imprint Academic, ukazała się jego książka zatytułowana Artivism: The Battle for Museums in the Era of Postmodernism.