Jeszcze nigdy tak niewielu nie miało tak wielkiej władzy nad tyloma ludźmi. Źródłem tej władzy jest umiejętność monitorowania teraźniejszości i przewidywania przyszłych zachowań nie tylko jednostek, ale całych populacji. Niezaprzeczalnie giganci technologiczni wywierają ogromny wpływ na sposób prowadzenia kampanii wyborczych, sprawowania rządów i politykę. W tym wywiadzie Ben Peters, autor książki How Not to Network a Nation (MIT, 2017), wyjaśnia, czego możemy się nauczyć, korzystając z doświadczeń z okresu Związku Radzieckiego w kontekście trwającego dziś kryzysu technologicznego oraz dążeń do bezwzględnej maksymalizacji zysków i kontroli państwa nad obywatelami.


Krzysztof Gutfrański: Jak wyjaśniłbyś komuś urodzonemu w latach dziewięćdziesiątych fenomen radzieckiego internetu i socjalistycznego społeczeństwa informacyjnego?

Benjamin Peters: Jak niegdyś stwierdził Lawrence Lessig, dwa wydarzenia naznaczyły swoim piętnem całe lata dziewięćdziesiąte – powstanie internetu i rozpad Związku Radzieckiego. Doszło do nich mniej więcej w tym samym czasie (w dekadzie, w której się urodziłeś) i przynajmniej początkowo oba zdawały się obiecywać dynamiczny rozwój i lepszy świat, oferujący nieznane dotąd możliwości. Oczywiście wkrótce obie te obietnice okazały się złudne: niepohamowany kapitalizm nie przyniósł niczego dobrego ani na dopiero co podbitym terytorium cyberprzestrzeni, ani na rosyjskich rynkach. Należy jednak pamiętać, że historia internetu nie zaczyna się w latach dziewięćdziesiątych. Już trzy dekady wcześniej radzieccy eksperci, próbując usprawnić gospodarkę planową, snuli projekty wykorzystania sieci komputerowych w celu automatyzacji i optymalizacji pracy. A gdyby tak – mówili z rozmarzeniem – sieć komputerowa, niczym ogólnopaństwowy system nerwowy, zdołała ożywić bezwładne cielsko gospodarki planowej! Wielu pionierów cybernetyki na przełomie lat pięćdziesiątych i sześćdziesiątych uważało, że radzieckie sieci komputerowe umożliwią realizację marzeń Marksa o socjalistycznym społeczeństwie przyszłości. W tym utopijnym świecie brudna i plugawa twarda waluta miała zostać wyparta przez system umów i zautomatyzowanych wymian w formule gospodarki prowadzonej przez państwo w imieniu obywateli. PayPal pojawił się dopiero czterdzieści lat później.

Klatka z rosyjskiego programu telewizyjnego o Wiktorze Głuszkowie. Źródło: https://www.youtube.com/watch?v=Wu0dOid3t-o

W jaki sposób rozpoczęła się w Związku Radzieckim era cybernetyki i komunikacji cyfrowej? Jak się zdaje, Stalin nie był wielkim fanem słowa cybernetyka, zaś Związek Radziecki nigdy nie stał się imperium technologicznym, w dzisiejszym znaczeniu tego terminu.

W swojej książce kilka rozdziałów poświęciłem losom cybernetyki w kręgach radzieckich intelektualistów, którzy początkowo (w okresie stalinowskim) zdecydowanie ją odrzucili, następnie (w czasach postalinowskich) chętnie z nią flirtowali, a w drugiej połowie XX wieku (za rządów Chruszczowa) próbowali ją wykorzystać jako narzędzie modernizacji w erze sieci informacyjnych. Związek Radziecki, szczególnie w okresie stalinowskim, można określić mianem imperium technologicznego, jeśli (to bardzo istotny warunek) tak jak Rosjanie na pierwszy plan wysuniemy przemysłowy i ideologiczny aspekt funkcjonowania technologii, w mniejszym stopniu koncentrując się na wykorzystywaniu jej do celów prywatnych. Współcześni „giganci technologiczni” – Google, Amazon, Facebook, Microsoft, Apple – nie wytwarzają wyłącznie funkcjonalnych urządzeń, przydatnych w codziennym życiu. Zawiadują także magazynami przemysłowymi, zasilanymi węglem farmami danych i globalnymi łańcuchami dostaw, zajmują się transportem i koordynują produkcję różnorodnych materiałów. Innymi słowy, wielkie koncerny technologiczne skrycie działają na skalę przemysłową, zgodnie z dominującą ideologią, nawet jeśli nie wypisują jej na swoich sztandarach, jak w okresie rozwoju cybernetyki radzieckiej. Obecnie „wielka technologia” ma zupełnie inną wartość społeczną niż w tamtych czasach. W Związku Radzieckim cybernetyka miała zoptymalizować wydajność pracy, natomiast dziś większość z nas uważa, że smartfony i komputery odcinają nas od sfery żywych doświadczeń. Jak mi się wydaje, żaden trzeźwo myślący obserwator nie przychyla się do żadnego z tych opozycyjnych stanowisk.

W Związku Radzieckim Cybernetykę Norberta Wienera wycofano z obiegu na fali prowadzonej w latach pięćdziesiątych antyamerykańskiej kampanii przeciwko tej gałęzi badań i udostępniano tę pracę wyłącznie w ściśle strzeżonych bibliotekach wojskowych. W jaki sposób, według ciebie, Wiener oddziaływał na cybernetykę w Związku Radzieckim? Czy o jego wpływie świadczy dążenie Rosjan do „poprawy efektywności pracy”?

W mojej książce wspominam o tym, że w latach sześćdziesiątych, podczas pierwszej wizyty Wienera w Leningradzie, Moskwie i Kijowie, witano go nieomal jak proroka powracającego z emigracji. W opublikowanym w „The Russian Journal of Communication” artykule, poświęconym zawikłanym kolejom losów Wienera i jego ojca, opowiadam o tym, jak Leo Wiener, emigrant z Białegostoku, położył podwaliny pod amerykańską slawistykę, a następnie wraz z synem zajmował się językami dwóch wrogów – rosyjskim i komputerowym. Nic zatem dziwnego, że Wienera traktowano jako ojca założyciela cybernetyki, powracającego po latach do domu. Jak głosi plotka znał rosyjski, choć nie znalazłem na to dowodów w jego prywatnym archiwum. Podobno żartowano, że Wiener, jak na matematyka przystało, mówi wieloma językami, a w każdym z nich równie trudno go zrozumieć. Jego negatywne nastawienie wobec amerykańskiego kapitalizmu przemysłowego zaskarbiło mu przychylność władz rosyjskich. Napisał nawet powieść The Tempter, krytykującą system patentowy. Wiener wyznawał dialektykę materialno-informacyjną, która rezonowała nie tylko z radziecką filozofią nauki, ale także z ówczesnym dążeniem do optymalizacji pracy w wyniku, jak ujął to Wiener, drugiej rewolucji przemysłowej, kiedy maszyny zastąpią nie tylko ludzką rękę, ale i umysł. W wykładzie wygłoszonym w Moskwie, Wiener skrytykował ideologizację zarówno amerykańskiej, jak i radzieckiej nauki, ale kiedy jego wystąpienie miało zostać opublikowane w czasopiśmie „Woprosy fiłosofii”, redaktorzy i cenzorzy w znacznie złagodzili wymowę jego zarzutów pod adresem reżimu radzieckiego.

Okładka pierwszego wydania książki Norberta Wienera pt. "Cybernetics or Control and Communication it the Animal and the Machine" (1963). Źródło: wikimedia commons.

A w jaki sposób Rosjanie zareagowali na wyzwanie cybernetyczne rzucone przez USA? Mam na myśli przede wszystkim sieć ARPANET.

Nic mi nie wiadomo o tym, czy Rosjanie reagowali bezpośrednio na ARPANET, choć trudno sobie wyobrazić, by nie wiedzieli o realizowanym ówcześnie przez Amerykanów programie SAGE, kiedy 1 października 1970 roku w Politbiurze odbyła się narada w sprawie poparcia dla projektu OGAS Wiktora Głuszkowa. Zapewne po obu stronach żelaznej kurtyny dochodziły do głosu obawy przed nowymi technologiami cybernetycznymi. O ile jednak Amerykanów niepokoiły postępy, jakie na polu cybernetyki poczynili Rosjanie, tych drugich niewiele bodaj obchodziło to, co dzieje się w Stanach. W połowie lat pięćdziesiątych w Związku Radzieckim cybernetyka nabierała dopiero rozpędu. W tym samym czasie straciła zainteresowanie anglojęzycznych elit naukowych, a w społeczeństwie amerykańskim rozpoczęła się jej długotrwała popularyzacja, która strywializowała ten nurt badawczy. (Jeszcze dziś można przeczytać książki o znaczeniu cybernetyki w treningu biegaczy długodystansowych). Większość Amerykanów uważała, że ich największe atuty w zimnowojennym wyścigu technologicznym – bomba atomowa, rakiety, satelity, załogowy lot na Księżyc, sieci komputerowe itd. – nie mają nic wspólnego z cybernetyką. Natomiast Rosjanie od początku lat pięćdziesiątych do połowy siedemdziesiątych uważali swoje wynalazki za stricte cybernetyczne, a następnie informatyczne.

A jaki wkład wnieśli Polacy w cybernetykę światową? W swojej książce wspominasz o sześciu Dialogach o cybernetyce, opublikowanych w warszawskim piśmie „Myśl filozoficzna” w 1954 roku i o Paulu Baranie (1926-2011), jednym z głównych pionierów projektowania sieci komputerowych.

Nawet jeśli nie stawiam takiej tezy otwarcie w mojej książce, to z pewnością świadczy ona o tym, że często istotne zjawiska peryferyjne oddziałują na procesy zachodzące w centrum. Wprawdzie stworzony przez Wiktora Głuszkowa projekt OGAS, główny przedmiot moich analiz, nie został zrealizowany zgodnie z zamierzeniami swojego twórcy, to z Kijowa na Ukrainie wpłynął na powstawanie radzieckich sieci komputerowych. Wspominam również o fermencie intelektualnym w innych miejscach, na przykład w Leningradzie, Akademogorodoku (tajnym miasteczku naukowym w Związku Radzieckim), Bułgarii i oczywiście w Polsce! Dialogi o cybernetyce, opublikowane po polsku, były pierwszym rekonesansem na polu cybernetyki po tej stronie żelaznej kurtyny. Nie wiem, czy polskie pochodzenie miało jakiś wpływ na przełomowe innowacje, jakie w dziedzinie projektowania sieci wprowadził Baran. Nie natrafiłem też na żadne opracowania w języku polskim, poświęcone światowej recepcji myśli cybernetycznej, ale liczę na to, że czytelnicy mojej książki wskażą mi potencjalne uchybienia, albo sami opowiedzą tę historię. Oczywiście jeden z najbardziej inspirujących głosów na temat cybernetyki należał do Stanisława Lema (pomimo wyznawanego przezeń solucjonizmu technologicznego), czego dowodzą zarówno jego wczesne Dialogi, jak i późna Summa Technologiae. Wspomnieć wypada również o Koperniku, Stefanie Banachu, Marianie Mazurze i wielu innych. Poza tym Leo Wiener to lew z Białegostoku, ale moim zdaniem przywiązując zbyt wielką wagę do jego pochodzenia, dowiemy się znacznie mniej o intelektualnym oddziaływaniu (głównie europejskich) cybernetyków, niż gdy skupimy się na chaotycznych zawirowaniach w obrębie takiego dynamicznego systemu, jakim jest, na przykład, państwo narodowe.

Klatka z rosyjskiego programu telewizyjnego o Wiktorze Głuszkowie. Źródło: https://www.youtube.com/watch?v=72SVeO_xmxg

Klatka z rosyjskiego programu telewizyjnego o Wiktorze Głuszkowie. Źródło: https://www.youtube.com/watch?v=72SVeO_xmxg

A jakie, według ciebie, znacznie miał OGAS w Związku Radzieckim?

Po napisaniu książki na ten temat nie wiem, czy potrafię zwięźle odpowiedzieć na to pytanie. Zacytuję jej fragment, by przypomnieć istotną kwestię: OGAS – czyli Ogólnokrajowy System Zautomatyzowany – był ówcześnie najbardziej ambitną w historii próbą usieciowienia państwa do celów cywilnych. Historyczna klęska tego projektu nie była ani przewidywalna, ani nieunikniona. Warto jednak przypomnieć jego dzieje. Możemy się wiele nauczyć, przyglądając się zarówno jemu, jak i innym wczesnym próbom tworzenia sieci komputerowych w społeczeństwie radzieckim, zaś, jak staram się przekonać w swojej książce, wnioski te rzucają nowe światło na relacje, jakie dziś nawiązujemy za pośrednictwem sieci. Historia projektu OGAS to lekcja z przedsiębiorczości, która przekonuje nas, że nie wolno zbytniego zaufania pokładać w solucjonizmie technokratycznym. Należy raczej większą wagę przywiązywać do praktyk instytucjonalnych i kultury zaufania. Opowieść ta uzmysławia też, jaka walka musiała się stoczyć, zanim udało się określić dzisiejszy kształt internetu i jego funkcje. Skłania również do tego, by nieco uważniej przyjrzeć się długim tradycjom nadzoru i wykorzystywania prywatnych danych. W krytycznym świetle stawia większość aspektów dyskursu liberalnej ekonomii, w obrębie którego od upadku Związku Radzieckiego toczy się dyskusja o relacji między sieciami komunikacyjnymi i społeczeństwem. Tego typu wniosków nasuwa się więcej.

Niech za podsumowanie tych problemów posłuży akapit z mojej książki:

Pod nowoczesnym obrazem maszyn z gładkiej, szczotkowanej stali, połączonych przewodami, sygnałami i inteligentnymi algorytmami, pulsuje rozwibrowana sieć relacji społecznych, która z całym dobrodziejstwem inwentarza stanowiła integralną część kondycji ludzkiej. Zrozumienie nowoczesnych sieci to zasadniczo ćwiczenie w konfrontowaniu się społeczeństwa z sobą samym. We współczesnym usieciowionym świecie wciąż obserwujemy te same zjawiska, które zaważyły na porażce projektu OGAS: prywatę, apatię, intryganctwo, złudne wyobrażenia, tępe zarozumialstwo i poszłost’ (czyli mniej więcej „pospolity egoizm” drobnych biznesmenów i administratorów pokroju Cziczikowa z Martwych dusz Gogola). Jednocześnie w naszych sieciach nie brak dowodów szczodrości, zaangażowania, wizjonerstwa, geniuszu i tego, co po rosyjsku określa się mianem byt’ (kolejne nieprzetłumaczalne słowo, oznaczające zarówno istnienie, apercepcję i stan podwyższonej świadomości, kojarzący się z Heideggerowskim byciem i biblijnym aktem stworzenia). Sieci wiążących kondycję ludzką nie da się rozpleść, ani zharmonizować. Współczesny obserwator określi optymalne warunki, w których ludzkość wkroczyła lub wkroczy w erę globalnych sieci komputerowych, dopiero wtedy gdy uda mu się rozwikłać zagadkę samej kondycji ludzkiej. Dlatego warto podejmować próby jej rozwiązania1.

U podstaw wszelkich wykorzystywanych w cybernetyce analogii między siecią komputerową i umysłem leży tendencja do porównywania ze sobą systemów informacyjnych, regulujących funkcjonowanie organizmów, maszyn i społeczeństw. Czy radzieckie sieci państwowe i sieci amerykańskie przypominały w swojej strukturze mózg? A jeśli tak, to w jaki sposób przejawiała się ta analogia?

W Związku Radzieckim gospodarkę planową wyobrażano sobie jako ciało, którym zarządza system nerwowy, szczególnie mózg, czyli planiści z Moskwy. Natomiast na Zachodzie, po skomercjalizowaniu ARPANET-u, mózgiem stała się cała sieć złożona z wszystkich użytkowników. W jednym z artykułów pisałem o tego typu metaforach, z których żadna nie wydaje mi się szczególnie trafna. Obecnie pracuję nad książką pod roboczym tytułem The Computer is Not a Brain: How Smart Tech Lost the Cold War, Outsmarted the West, and Risks Ruining an Intelligent World (Komputer to nie mózg. Jak inteligentna technologia przegrała zimną wojnę, przechytrzyła Zachód i naraża na szwank cały inteligentny świat), w której stawiam tezę, że w połowie XX wieku stworzyliśmy mylny obraz doskonałego procesora komputerowego, bowiem takie urządzenie wcale nie przypomina ludzkiego mózgu. (Co więcej, przekonanie to dowodzi niebotycznej intelektualnej pychy, bowiem to, co mózg myśli sam o sobie nieomal naturalnie nabudowuje się na niezwykle problematycznym zachodnim indywidualizmie, propagowanym od początku epoki nowożytnej). Po drugiej wojnie światowej cybernetyka wprowadziła ścisłą analogię między sieciami neuronowymi i komputerowymi. Na przykład Paul Baran wykorzystał koncepcje Warrena McCullocha w projektach sieci rozproszonych, opracowywanych dla firmy RAND. Stafford Beer wraz z chilijskim informatykiem Salvadorem Allende rozpoczął pracę nad projektem Cybersyn. Natomiast Głuszkow stworzył projekt OGAS w Związku Radzieckim (o czym piszę w swojej książce). Każda z tych metafor oddziaływała inaczej, na właściwym sobie obszarze. Krótko rzecz ujmując, projektanci ARPANET-u wyobrażali sobie cały naród jako jeden mózg, złożony z użytkowników połączonych siecią, natomiast twórcy projektu OGAS (podobnie jak Beer) traktowali sieć jako system nerwowy, przenikający naród pojmowany jako gospodarczo-przemysłowe ciało robotników, z aparatem państwowym jako mózgiem. Stwierdzenie, że Amerykanie uważali pierwsze sieci komputerowe za mózg wszystkich obywateli, a Rosjanie tworzyli je, by kierować ciałem narodu, uwidacznia różnice ekonomiczne, jakie wyłoniły się w połowie wieku na polu komunikacji i przemysłu, a zarazem przysłania część historii obu tych projektów w sferze konkretnych, praktycznych rozwiązań. Moim zdaniem największa różnica ujawnia się nie na poziomie metafor, ale w dystansie dzielącym te metafory od ucieleśnionych praktyk budowania i instytucjonalizowania sieci komputerowych. Żaden z narodowych projektów sieci w praktyce nie przypomina ludzkiego umysłu.

Gdybym miał dziś porównać sieć komputerową do któregoś ludzkiego organu, wskazałbym nie na mózg, a na wątrobę. Wyobraźmy sobie, że internet to mało wyszukany filtr, używany w procesie kulturowej konsumpcji, której produktem ubocznym jest żółć. Jej nadmierne nagromadzenie może zagrozić całemu systemowi społecznemu. Porównanie to wydaje mi się całkiem trafne. Gdyby uznać narratora Notatek z podziemia Dostojewskiego za reprezentanta współczesnego pokolenia, to mówiąc, że „cierpi na wątrobę”, miałby on zapewne na myśli internet.

Plan ARPANET z 1973 roku. Źródło: wikimedia commos.

Głuszkow uważał bezwalutowe przelewy za realizację przepowiedni Marksa, który twierdził, że w komunistycznym społeczeństwie przyszłości nie będzie twardej waluty. Czy możesz powiedzieć coś więcej o tej koncepcji i wyjaśnić nam, dlaczego nie sposób porównać jej z dzisiejszym handlem elektronicznym czy kryptowalutami?

Bo na drodze staje nam ideologia. Oczywiście można dostrzec wiele podobieństw między tymi zjawiskami. Na podstawowym poziomie obietnice i koncepcje stojące za kryptowalutami brzmią jak propozycje Głuszkowa, który chciał zwirtualizować wszystkie wymiany w obrębie radzieckiej gospodarki planowej i stworzyć ewidencję księgową, funkcjonującą w czasie rzeczywistym. Innymi słowy, marzyło mu się, by wszystkie instytucje mogły dokonywać wymian pieniężnych, korzystając ze zdecentralizowanego rejestru, dostępnego dla wszystkich obywateli za pośrednictwem sieci. Oczywiście Głuszkow nie wyobrażał sobie ani blockchainów, czyli rozproszonych rejestrów, ani algorytmów dowodów pracy, a więc tych narzędzi, które są kluczowe dla obiegu kryptowalut. Zarazem jednak nie można przegapić tego, co łączy entuzjastów bitcoinu i Głuszkowa. Uważają oni bowiem, że nowe rozwiązania technologiczne uwolnią nas od niefunkcjonalnego, zawodnego i opartego na zaufaniu krwioobiegu ekonomicznego, istniejącego w rzeczywistym świecie, a na jego miejscu pojawi się totalna, zautomatyzowana ewidencja. Pomimo narzekań skrajnie liberalnych entuzjastów kryptowaluty, wydaje mi się, że należy raczej potraktować współczesne blockchainy jako przewrotne spełnienie wizji Marksa, który wyobrażał sobie przyszłość bez pieniędzy, albo raczej, jak podpowiada David Graeber, jako spełnienie wizji przyszłości, która być może nigdy nie nadejdzie.

Czy w Związku Radzieckim działali hackerzy?

Wystarczy tylko trochę ruszyć wyobraźnią, by dostrzec pewną formę hackerstwa w Związku Radzieckim! Jeśli uważamy hackerstwo za swego rodzaju rzemiosło socjotechniczne, za sprytny sposób radzenia sobie z problemami, który czasem podkopuje ustanowiony system formalny, i z tego punktu widzenia zastanowimy się nad tym, czy hackowanie mogło istnieć, zanim jeszcze pojawiły się sieci komputerowe, to czy nie dojdziemy do wniosku, że codzienne życie w Związku Radzieckim wymagało hackerskich umiejętności? Tak teraz, jak kiedyś matematyka i programowanie przyciągały spragnionych wiedzy intelektualistów, którzy łudzili się, że są to dziedziny neutralne politycznie. Tymczasem w dzisiejszej Rosji, tak jak w Związku Radzieckim, programowanie cieszy się powodzeniem ze względu na wysokie zarobki i niskie koszty ogólne. Ujmując sprawę nieco szerzej, lektura takiego dziennika jak „Prawda” wymagała umiejętności czytania między wierszami, a więc kompetencji, jakie posiada semiotyk kultury lub programista. By zdobyć mieszkanie, samochód lub pracę trzeba było lawirować w złożonej sieci interpersonalnej i biurokratycznej. Nawigowanie w szarej strefie ekonomicznej wymagało inwencji, dogłębnej znajomości systemu, negocjacji pionowych, błatu (koneksji i znajomości), barteru, łapówkarstwa i sprawnego poruszania się po czarnym rynku. Nie twierdzę, że żyjąc w Związku Radzieckim trzeba było być hackerem, ale nie sądzę, by współcześnie ktokolwiek dziwił się, że rozpad Związku Radzieckiego spowodował wzmożoną globalną migrację rosyjskich informatyków. Temat ten porusza niedawno opublikowana książka From Russia with Code.

A jaki jest związek cybernetyki z szachami, grą niezwykle popularną w ostatnich dekadach Związku Radzieckiego? W swojej książce porównujesz je do muszki owocówki…

Szachy to druga (po go) najbardziej popularna na świecie gra strategiczna. Jak zgodnie twierdzili Alexander Kronrod i amerykański informatyk John McCarhy, są one „muszką owocówką w dziedzinie badań nad sztuczną inteligencją”. Niczym idealny organizm modelowy albo szalka Petriego służą informatykom, kiedy próbują realizować odwieczne marzenia o myślących maszynach i planowaniu długoterminowym. Szachy oferują teoretykom gry uproszczony model konfrontacji zimnowojennej: każdy z rywali siedząc przy stole snuje racjonalną intrygę, by dać przeciwnikowi mata. W swojej książce badam fascynujące powiązania i relacje, jakie łączyły Michaiła Moisijewicza Botwinnika, największego radzieckiego szachistę i inżyniera uhonorowanego wieloma odznaczeniami, z szachami komputerowymi, przemysłowymi sieciami komputerowymi i strategiami planowania długoterminowego, a także z Głuszkowem i innymi cybernetykami. Ponownie zacytuję fragment swojej książki:

Jednocześnie doświadczenie szachów komputerowych każe zwrócić uwagę na istotny problem. Wprawdzie podział na sferę wojskowa i cywilną nie przysłużył się projektom cybernetycznym tamtego okresu, ale kultura okresu zimnej wojny – szczególnie technologie cybernetyczne, strategiczne myślenie inspirowane teorią gier i cyfrowe zarządzanie ograniczonymi zasobami – propagowała wojskowe, strategiczne podejście do kwestii codziennych, politycznych i ekonomicznych. Tak szachy, jak planowanie świadczą o tym, że we współczesnym społeczeństwie nie sposób utrzymać ścisłego podziału na administrację wojskową i cywilną2.

Okładka książki Benjamina Petersa "How Not to Network a Nation. The Uneasy History of the Soviet Internet" (MIT Press, 2017).

Jeszcze nigdy tak niewielu nie miało tak wielkiej władzy nad tyloma ludźmi. Źródłem tej władzy jest umiejętność monitorowania teraźniejszości i przewidywania przyszłych zachowań nie tylko jednostek, ale całych populacji. Niezaprzeczalnie giganci technologiczni wywierają ogromny wpływ na sposób prowadzenia kampanii wyborczych, sprawowania rządów i politykę. Czego możemy się nauczyć, korzystając z doświadczeń z okresu Związku Radzieckiego w kontekście trwającego dziś kryzysu technologicznego oraz dążeń do bezwzględnej maksymalizacji zysków i kontroli państwa nad obywatelami?

(Z powagą kiwa głową) Dobre pytanie.

Odpowiem nie wprost i nie do końca serio, zwracając uwagę na jeden fakt. Prowadzimy niniejszą rozmowę za pośrednictwem sieci, w pięćdziesiątą rocznicę pierwszego wysłania wiadomości między dwoma oddalonymi komputerami. Z tej okazji pozwolę sobie zakończyć naszą rozmowę żartem: Pierwsza wiadomość wysłana za pośrednictwem sieci brzmiała: „Lo”. (28 października 1969 roku udało się wysłać tylko dwie pierwsze litery słowa login, zanim połączenie się zerwało.) Moim zdaniem świadczy to o tym, że Bóg przemówił. Nie powiedział jednak „lo and behold my creation the internet” (patrzcie i podziwiajcie moje dzieło – internet). To raczej dowód na to, że Bóg mówi po hebrajsku. W tym języku lo (לא) oznacza nie. Innymi słowy, na początku Bóg stworzył internet, spojrzał nań i powiedział: „Nie”. Żart ten mniej więcej podsumowuje stan rzeczy, z jakim mamy do czynienia w sferze komunikacji cyfrowej. Powinno do nas wreszcie dotrzeć, że internet przechodzi kryzys wieku średniego!

Helsinki, Finlandia

29 października 2019


Tłumaczenie z języka angielskiego: Mateusz Borowski

BIO

Benjamin Peters jest medioznawcą, autorem How Not to Network a Nation: The Uneasy History of the Soviet Union (2016) i redaktorem monografii zbiorowej Digital Keywords: A Vocabulary of Information Society and Culture (2016). Jest profesorem w Katedrze Medioznawstwa im. Hazel Rogers na Uniwersytecie w Tulsie i afiliowanym członkiem Information Society Project działającym pod auspicjami Yale Law School. Obecnie realizuje projekt odsłaniające i krytycznie odzyskujące nieznaną dotąd historię radzieckiej sztucznej inteligencji (pod roboczym tytułem The Computer is Not a Brain: How Tech Lost the Cold War, Outsmarted the West, and Risks Ruining the World) i hakerów. Jest jednym z wydawców tomu Your Computer is on Fire, który wkrótce ukaże się nakładem MIT Press.

Krzysztof Gutfrański jest kuratorem, wydawcą i badaczem. Jego praktyka badawcza koncentruje się na problemach zaangażowania społecznego, edukacji alternatywnej, teorii wartości i myśleniu niefunkcjonalnym w erze transformacji systemowych i technologicznych. Jako kurator pracował w takich instytucjach jak Centrum Sztuki Współczesnej w Toruniu (2009-2011), Zachęta – Narodowa Galeria Sztuki w Warszawie, a obecnie pełni funkcję redaktora naczelnego kwartalnika „Obieg” w Centrum Sztuki Współczesnej Zamek Ujazdowski.

Jako badacz współpracował z wiodącymi polskimi i brazylijskimi organizacjami pozarządowymi. Jako kurator czuwał nad realizacją następujących projektów: Dis-Othering: Beyond Afropolitan and Other Labels („Obieg”, Bozar, Savvy Contemporary, 2018-2019); País do futuro w Ateliê Espai w Belo Horizonte w Brazylii; długoterminowy projekt badawczy Trauma & Revival (Bozar w Brukseli, Fondazione Pistoletto w Biella we Włoszech, 2017-2018); archiwum Game of States prezentowane między innymi w paryskim Palais de Tokyo, w ramach wystawy Le Bord des mondes w 2015 roku. Od 2014 roku kontynuuje również pracę nad długoterminowym projektem opartym na koncepcji alternatywnej ekonomii agrominingu i badającym wpływ terradeformacji na środowisko w brazylijskim stanie Minas Gerais. W latach 2010-2015 był redaktorem naczelnym czasopisma „Alternativa”, wydawanego przez Instytut Sztuki Wyspa w Gdańsku. Istotnym elementem działalności Gutfrańskiego jest szeroko zakrojona praca redakcyjna, koncentrująca się na wykorzystaniu publikacji w erze przeciążenia informacyjnego.


*Zdjęcie w tle: Pomieszczenie kontrolne systemu SAGE. Źródło: wikimedia commons.

[1] Benjamin Peters, How Not to Network a Nation: The Uneasy History of the Soviet Internet, Cambridge, Massachusetts 2016, s. 203.

[2] Ibidem, s. 180.

Pozostało 80% tekstu