ABRA

W stambulskim pałacu Topkapi znajduje się szczególna sala, zwana Komnatą Błogosławionego Płaszcza, w której przechowywane są cenne relikwie islamu: właśnie Błogosławiony lub Święty Płaszcz, dar od samego Mahometa, oraz Święta Chorągiew, która podobno też należała do proroka. W pomieszczeniu tym od 25 lipca 1518 roku po czasy dzisiejsze odbywa się pewna wyjątkowa ceremonia: czytany jest Koran. Po zdobyciu wymienionych relikwii w wyniku podboju Egiptu sułtan Selim I wydał rozkaz czytania Koranu i odtąd imamowie recytują świętą księgę na głos dwadzieścia cztery godziny na dobę siedem dni w tygodniu. Jedyna przerwa nastąpiła po czterystu sześciu latach – 30 marca 1924 roku, gdy upadło Imperium Osmańskie i nastała era nowoczesnej świeckiej Republiki Turcji. Instytucje religijne zamknięto, a pałac stał się muzeum. Jednak pod koniec lat osiemdziesiątych ubiegłego wieku turecki islam zaczął się odradzać i przywrócono ciągłe czytanie Koranu w Komnacie Błogosławionego Płaszcza. Moc tej tradycji jest tak wielka, że lista imamów czekających na swoją kolej wciąż się wydłuża – to dla nich jedyna okazja w życiu.

ABRAKA

W mieście Jazd w środkowym Iranie stoi zaratusztriańska świątynia z urną z brązu, w której płonie wieczny ogień. Ten niegasnący płomień rozpalono w 470 roku. Początkowo ogień nie znajdował się w świątyni w Jazd, lecz w Karjanie, miasteczku położonym bardziej na południe, ale w VII wieku okolica ta została podbita przez muzułmanów, a mieszkańcy wycięci w pień, więc ogień przeniesiono do Aqdy, gdzie pozostał w ukryciu przez siedemset lat. Potem na trzysta lat trafił do Ardakanu i w końcu do Jazd, gdzie w 1934 roku postawiono nową świątynię, żeby ogień znalazł ostateczne schronienie. Od blisko tysiąca pięciuset pięćdziesięciu lat kapłani zaratusztriańscy doglądają ognia w niewielkich budowlach, które wyglądają jak domy biedoty, w razie konieczności go przenosząc. Czasem wędrują pieszo z węglami – na przekór wszystkiemu – gdyż po podbiciu Persji przez muzułmanów zaratusztrianie byli represjonowani, ich świątynie bezczeszczone, burzone lub zamieniane w meczety; narzucono przymus konwersji, a wyznawców pradawnej religii prześladowano. Zaratusztrianizm jest jedną z najstarszych religii monoteistycznych na świecie – jeśli nie najstarszą – stworzoną przez Zaratustrę, inaczej Zoroastra (który żył około czterech tysięcy lat temu, niektórzy uważają go za pierwszego filozofa w dziejach) i stał się urzędowym wyznaniem perskiego imperium. Zaratusztrianie nie są czcicielami ognia; dla nich symbolizuje on umysł oświecony przez prawdę, dlatego nigdy nie powinien zgasnąć. Nic dziwnego, że zaratusztrianizm, który z biegiem stuleci tracił wyznawców, przeżywa teraz swoiste odrodzenie – przyjmowany jest przez wielu Irańczyków, dla których odkrywanie korzeni swojej dawno utraconej tożsamości kulturowej stanowi wyraz niezgody na irański reżim teokratyczny.

ABRAKADA

W Syrii, pięćdziesiąt pięć kilometrów od Aleppo, znajduje się starożytne miasto Ebla. Założona mniej więcej w 3500 roku p.n.e. i usytuowana w połowie drogi między Egiptem a Mezopotamią, Ebla stała się bardzo ważnym ośrodkiem handlowym, politycznym i kulturalnym w całym Lewancie. Podobnie jak wiele innych miast na Bliskim Wschodzie, była w ciągu swej długiej historii kilkakrotnie burzona i odbudowywana, aż w końcu została ostatecznie zrównana z ziemią około 1600 roku p.n.e. I choć w późniejszych wiekach istniały mniejsze osady w okolicy, miasto pozostało w ruinie i ostatecznie z powodu ekspansji islamu opustoszało w VII wieku, zasnute mrokami zapomnienia, zasypane piaskiem pustyni na tysiąclecia, aż w 1964 roku rozpoczęto tam wykopaliska archeologiczne. Dziesięć lat później uczeni dokonali zdumiewającego odkrycia – odnaleźli bogate zbiory glinianych tabliczek datowanych na od 2600 do 2300 roku p.n.e. Archiwum z Ebli to najstarszy zbiór tekstów znany ludzkości. W niewiarygodnie dobrym stanie zachowało się tysiąc osiemset kompletnych tabliczek i wiele tysięcy fragmentów. Zbiory te podzielono na dwie części: jedna sala to archiwum gromadzące dokumenty o charakterze administracyjnym, w drugiej umieszczono teksty religijne i literackie, a także podręczniki, z których wyłania się obraz usposobionego pokojowo społeczeństwa kupców, urzędników i uczonych. Starożytne tabliczki rzadko wypalano; były przeznaczone do codziennego użytku, podobnie jak dziś korzystamy z notatników lub zeszytów, by coś zapisać albo odrobić lekcje. Glinianą tabliczkę zwilżano, aby usunąć tekst i nanieść nowy. Tabliczki z Ebli nie były stworzone po to, żeby przetrwać cztery tysiące pięćset lat, lecz powinny rozsypać się w pył i przepaść na zawsze. Nie stanowią przesłania dla naszej cywilizacji, czytelników z przyszłości, a jednak ocalały. Jak? Podczas pierwszego zburzenia Ebli sprawcy (Akadyjczycy? – tożsamość najeźdźców do dziś nie została bezspornie ustalona) podpalili miasto, w tym pałac, w którym mieściła się biblioteka. Gliniane tabliczki wypaliły się w ogniu, który strawił miasto, stwardniały i nabrały odporności. Były przechowywane w trzech warstwach, ułożone starannie na drewnianych regałach, które runęły w trakcie pożaru, tak więc tysiące lat później tabliczki odnaleziono w oryginalnym porządku, wraz z glinianymi etykietami ułatwiającymi katalogowanie i wyszukiwanie. Paradoksalnie ogień okazał się żywiołem, który jednocześnie niszczył i konserwował, i to nie tylko kulturę i język Ebli, ale także Sumerów, bo w bibliotece przechowywano wiele tabliczek z tekstami w obu tych językach. Przyczyniło się to istotnie do zrozumienia sumeryjskiego języka, piśmiennictwa i pisma klinowego – co ma doniosłe znaczenie, biorąc pod uwagę, że Sumeryjczycy byli twórcami najcenniejszego dorobku ludzkości: pisma (oraz wynalazcami miast, mierzenia czasu i warzenia piwa).

ABRAKADABRA

Nieustające czytanie, wieczny ogień, niezniszczalna glina – nakreślają razem trajektorię od czasów teraźniejszych do zamierzchłej przeszłości, od dzisiejszych doświadczeń do początków dziejów i ludzkiej cywilizacji. Umiejętność czytania tekstu napisanego przed tysiącami lat (takiego jak choćby lista sprawunków albo list ojca do nauczyciela jego syna), ten zawrót głowy wywołany bezpośrednim fizycznym kontaktem z reliktem przeszłości zawsze budzi we mnie poczucie grozy. Czuję się „ukłuty” – w rozumieniu punctum Rolanda Barthesa – przez dojmującą świadomość istnienia, świadomość czasowych ograniczeń mojego bytu, a to każe mi myśleć o śmierci, rodzi we mnie pragnienie ocalenia siebie dla potomności, zachowania w pamięci mojej obecności na tym świecie. To uczucie tak intymne, że zastanawiam się, czy inni też przeżywają coś podobnego. Nie da się tego przekazać słowami, albo jest nam to dane, albo nie. Zawsze tak ze mną było, aż do niedawna, kiedy to odbyłem rozmowę z pewną kobietą, też doktorantką w Edynburgu, która wcześniej studiowała archeologię, a teraz pracuje jako bibliotekarka. Opowiedziałem jej o swojej obsesji na punkcie znajdowania tabliczek i dokonywania przekładów wyrytych na nich tekstów, żeby poznać treść, przywrócić im życie po tysiącach lat milczenia i niepamięci. Rozumiała mnie, ale nie podzielała mojej fascynacji. Odparła, że skoro wszystkie te artefakty, języki i cywilizacje miały przestać istnieć, to dlaczego z uporem utrzymujemy je przy życiu? I wtedy ogarnęły mnie wątpliwości; być może ta kobieta ma słuszność, być może należy odpuścić. Ludzie przychodzą i odchodzą, rodzą się i umierają, podobnie jest z pamięcią o całych cywilizacjach. Być może powinniśmy pozwolić glinianym tabliczkom powrócić w piaski pustyni, z której się wyłoniły, być może powinniśmy przestać doglądać ognia w Jazd, przestać czytać Koran w Stambule, być może autentyczny spokój umysłu „oświeconego przez prawdę”, jak ujęliby to zaratusztrianie, kryje się w akceptacji, że z prochu powstaliśmy i w proch się obrócimy.

Tłumaczenie z języka angielskiego: Robert Sudół

BIO

David Maroto jest hiszpańskim artystą wizualnym zamieszkałym w Holandii. Jego prace pokazywane były m.in. w ramach 11. Biennale w Hawanie, a także w Muzeum Sztuki Współczesnej Artium w Vitoria (Hiszpania), Extra City (Antwerpia), S.M.A.K. (Gent), EFA Project Space (Nowy Jork). W 2011 roku przebywał na stypendium w ISCP New York, gdzie poznał kuratorkę Joannę Zielińską; wspólnie rozpoczęli projekt The Book Lovers, w ramach którego badają powieść artystyczną nie jako artefakt literacki, lecz jako artystyczny środek wyrazu wykorzystywany przez artystów wizualnych na tej samej zasadzie co instalacja, wideo lub performans. W ostatnich latach organizowali tymczasowe księgarnie i programy publiczne (de Appel, Amsterdam; Whitechapel Gallery, Londyn); sympozjum (MSN Warszawa); kilka wystaw (EFA Project Space, Nowy Jork; Fabra i Coats, Barcelona; Cricoteka, Kraków); a także cykl debat publicznych, dyskusji i czytelni. David Maroto jest autorem książko-gry The Wheel of Fortune [Koło fortuny] (2014), powieści artystycznej łączącej dwa interesujące go gatunki gry i powieści w jednej formie. Ostatnio współredagował pionierską antologię na temat powieści artystycznych Artist Novels (Sternberg Press, Cricoteka). Jest doktorantem w Edinburgh College of Art (promotorki Maria Fusco i Jane McKie), gdzie studiuje w porozumieniu z Dutch Institute of Art, uczelnią, na której uzyskał stopień magistra sztuki. www.davidmaroto.info www.thebooklovers.info

Pozostało 80% tekstu