Skała (rzecz.)

1. zespół minerałów tworzący masę w skorupie ziemskiej.

2. mocny fundament, podwalina.

"W skale spoczywa mroczny sen ziemi".

– Martin Heidegger, Rzecz.

Otchłań (rzecz.)

1. miejsce leżące poniżej.

2. coś bardzo głębokiego, bezdennego, nieograniczonego, bezkresnego.

“Ot-chłań oznacza pierwotnie sam spód, grunt najniższy, ku któremu coś chyli się po pochyłości. Tu jednak >>od<< winno być pojęte jako zupełne od-chylenie, nieobecność spodu”.

– Martin Heidegger, Cóż po poecie, tłum. Krzysztof Wolicki.

Rzecz

Musimy postarać się skalkulować życie z Czarną Skałą lub bez niej. Ostatecznie wszystko, co ciemne i zwarte, jest widmem, niewidzialną wielością, pobrzmiewającą pogłoską, która funkcjonuje wyłącznie poprzez odejmowanie. Wypełnienie przestrzeni Czarną Skałą ma jedynie ukazać próżnię, która zostaje po odejmowaniu. Prawdziwa spoistość to coś, czego nie można zobaczyć. Próbujemy w każdym razie snuć opowieść i to właśnie dlatego nie potrafilibyśmy sobie wyobrazić Czarnej Skały. Była zbyt gęsta i twarda, aby zaistnieć w naszej wyobraźni. Ale teraz, gdy przepadła, a powróciła czysta myśl, możemy sobie wyobrazić, z czego mogło składać się życie bez Czarnej Skały. To właśnie jest spoiste; to właśnie ta rzeczywista przyszłość jest otwarta na nasze rzeczywiste spekulacje, to znaczy na naszą rzeczywistą przyszłą myśl, która pokieruje naszym czasem.

Wśród myśli nigdy nie czujemy się bardziej swojsko, nigdy nie czujemy się w bliższym kontakcie z gęstością i spoistością niż wtedy, gdy w pełni bierzemy na siebie powinność myślenia, a więc w tym przypadku powinność opowiedzenia o Czarnej Skale jako o wyłącznie złudzeniu, czystej grze słów, masie, która rozgościła się w upływającym czasie wyłącznie po to, żeby potem pozwolić czasowi biec dalej już bez niej – wyłącznie po to, żebyśmy mogli zważyć życie z udziałem tej masy lub bez niej i odnaleźć doskonałą jakość. Tok myślenia ukazuje się w najlepszym świetle wtedy, gdy widmo się usuwa. Samo uprzątnięcie nie wystarcza, przestrzeń należy zaludnić. Otóż to, widmo funkcjonuje jako doskonała zasłona i wstrzymuje uprzątnięcie. Opóźnia ten akt, żeby w ostateczności podporządkować wszystko większej odsłonie.

Na spoistość nie składa się jednorodność ani ciągłość. Rozpadłaby się, gdyby samotnie podążała w czasie. Wymaga następujących po sobie widm, aby wyliczyć po kolei sprzeczności. W swoim dążeniu spoistość musi oscylować między jedną a drugą stroną próżni, aby prześledzić swoją drogę i odzyskiwać wciąż na nowo pierwotny sens po każdym zetknięciu z widmem. Tak oto zniknięcie Czarnej Skały pozostawia nas w stanie przebudzenia i otwartości na większą klarowność i większą spójność życia bez niej. W dążeniu do uprzątnięcia potrzebujemy dźwięków i drgań. Precyzyjnie rzecz ujmując, nagłe ukazanie się, a potem nagłe zniknięcie Czarnej Skały powodują bezgłośny wybuch w przestrzeni.

Zastanawiamy się, gdzie przepadła wytyczona ścieżka i gdzie podziała się oświecona perspektywa: ale spoglądając do przodu, znajdujemy tylko niosące pociechę drgania przestrzeni, morze spokoju składające się wyłącznie z wycofującego się widma. Gdy już widmo się wycofa, odzyskujemy jedność oraz moc następnej chwili i odnajdujemy drogę w myśleniu. Nadal przemierzamy ten interwał jako jedyną spoistą rzecz, jako najkrótszą ścieżkę, która otwiera się przed nami, choć składa się wyłącznie z losowości i rozbieżności. W istocie otchłań myśli jest taka, że ścieżki nie sposób zmierzyć metrycznie. Droga nie dopuszcza żadnej długości; występuje nieustanne odchylenie. Nasza myśl nie przemierza jednorodnej przestrzeni, lecz kolejne warstwy, które na zmianę przywołują i zakrywają Czarną Skałę – to się nazywa drogą widma – a linearnie w czasie przyrasta tylko rozbieżność.

Korci nas więc, żeby zmierzyć echo widma w czasie. W końcu jego pojawienie się i zniknięcie miało spowodować tylko drgania w przestrzeni i za naszymi plecami wywołać to, co brzmi jak pieśń. Chociaż czeka nas długa wędrówka, mamy ochotę zawrócić z kursu i uciąć sobie rozmowę z widmem; pragniemy wyrazić żal i odzyskać utraconą sposobność. W gruncie rzeczy tok myśli mierzy się tymi ulotnymi słowami. A długa rozmowa z widmem jest nawet mniej linearna niż tok myśli w czasie. Ją też mierzy się za pomocą przerw i wybuchów.

Gdy już Czarna Skała zniknie, gdy już zwarta ciemna masa usunie się nam z drogi, pozostaje tylko muzyka czasu, oznaka rozpoznania myśli – albo raczej jej pieśń. Na morzu, które przemierzamy, myśl jest jedyną syreną. Pomaga nam nawigować lepiej niż jakiekolwiek widmo, a cała nasza przyszłość i przeszłość, wszystko, co składa się na naszą ścieżkę, wkrótce jawi się jako jej jedyna własność, jedyny efekt. Nieprzerwana oscylacja widma, kwestia życia z nim lub bez niego, jest dla naszej syreny wyłącznie ćwiczeniem wokalnym.

Otchłań

Po co mielibyśmy wyobrażać sobie te wszystkie światy i, ponadto, po co wyobrażać sobie, jak są rozległe? Co jest bardziej rzeczywiste i spoiste? Świat, w którym według naszych wyobrażeń żylibyśmy z Czarną Skałą, czy rzeczywistość jej zniknięcia, stanowiąca w zasadzie dowód naszej spoistości? Powinniśmy nawet postarać się wyobrazić sobie konstruktywny dowód tej ostatniej. I choć istota naszego przedsięwzięcia może być nieuchwytna, choć może nie potrafimy dokładnie scharakteryzować konkretnych prób, które nas czekają, ani określić z góry, jak subtelny i hermetyczny będzie nasz krok naprzód, możemy zyskać potrzebną precyzję i nasz dowód będzie spójny, jeśli zadbamy o to, że przypadkowe zmienne się zbiegną. Mocne prawo wielkich liczb to jedyna pewność i jedyne świadectwo materii. To właśnie dzięki temu, że przypadkowe zmienne postępują po sobie kolejno – razem ze wszystkimi przeciwieństwami, które są głosem widma – mocne prawo dużych liczb ustanawia materię i spójność naszego przedsięwzięcia.

Nie ma lepszego sposobu skonstruowania naszego dowodu myśli niż przeć do przodu – jak to robimy – w tym, co wydaje się próżnią, a co w istocie składa się tylko z dużej liczby przeciwieństw i oscylacji, ze zbieżnej sekwencji niezakorzenionej w liczbach, ale zostawiającej ślad na każdym kroku, dzięki nieskończonej intensywności otchłani. Teraz uświadamiamy sobie, że ścianki rzucanej kostki albo, ogólniej, liczby, które pojawiają się na naszych oczach, nie istnieją jako takie. Nie drgają, nie tworzą muzyki ani niczego napływającego z głębi; nie tworzą niczego właściwego syrenie ani niczego, co mogłoby pomóc wędrówce myśli po ścieżce. Liczby jako takie się nie zbiegają. Żeby liczba zaistniała, a ścianka kostki się z nią zbiegła (to, co się zbiega, istnieje), za ścianką musi się otworzyć otchłań, a ścianka musi się skorelować z próbą losową.

Świat, który wybiera określoną ściankę kostki i nadaje jej istnienie, to ten, który wprawia ją w drgania. To świat, który orzeka, że kostka została rzucona w próbie losowej i że ścianka się ukazała, tyle że mogła to być inna ścianka. Rzeczywistość nie jest rzeczywistością ścianki kostki ani wizerunku. Dla jasności, mamy na myśli rzeczywistość, która pozwala nam posuwać się do przodu na każdym kroku, rzeczywistość, którą nazywamy teraźniejszą i objawioną, jak objawiona jest ścianka kostki; a jednak ta rzeczywistość nie może wesprzeć rzeczywistości naszej myśli. Objawiona rzeczywistość nie może nas wspomóc w posuwaniu się do przodu w myśli; nie może nam pomóc skonstruować dowodu naszej myśli, chyba że się zbiegnie. Aby tak się stało, musi być wsparta, podtrzymana przez nieskończoność zawartą w otchłani i każdej konkretnej próbie.

Myśl nigdy nie jest niezależna od materii. Konstruktywny dowód myśli uzyskujemy poprzez przemianę materii w ciecz, a więc sprawiając, że czas równa się pieniądz. Otchłań, która rozpościera się pod ścianką kostki, tylko wtedy może się przeobrazić w przestrzeń dla myśli i w ścieżkę – miejmy w pamięci, że jedyną przestrzenią myśli jest czas – gdy dokonuje skoku w przód i przedstawia myśl wraz z nową materią. To materia, która kondensuje intensywność bezdennej otchłani i dosłownie układa ją przy każdym kroku naprzód wykonywanym przez myśl. W granicach ścieżki, w granicach drogi, którą myśl musi przebyć w czasie, a jest to uwarunkowane wyłącznie oscylacjami widma, w tej nadzwyczajnej inwersji ustawicznie wyskakuje cały świat. Ulotność jest jedyną gwarancją, że materia istnieje, i że myśl jest tworzona, a oscylacja między pojawianiem się a znikaniem Czarnej Skały zyskuje coraz większą częstotliwość aż do momentu, gdy nieskończoność zawrze się w pojedynczej chwili. Dla myśli, która wspiera się teraz na tej chwili tak mocno, jakby spoczywała na skale, ta nieskończona ulotność jest nawet lepsza niż dowód w postaci świata wyskakującego z otchłani. To konkretna próba świata.

Muzyka naszej myśli osiąga taki stopień wyrafinowania, że świat wykonuje skok do przodu przy każdym naszym kroku. Do nas tylko należy, aby w tej pieśni dostrzec unikatowy konstruktywny dowód naszej myśli i nie ulec złudzeniu ani wyobraźni. Nasza myśl jest rzeczywista i stanowi absolutne przeciwieństwo złudzenia – jest skrajnym przeciwieństwem wszystkich wyobrażonych światów bez względu na ich wielkość – ponieważ spoczywa na jego nieskończonym drganiu. Losowość jest niewyczerpana i nie do nas należy decydowanie o świecie, w którym Czarna Skała będzie lub jej nie będzie. Nam i naszej myśli właściwa jest rzeczywistość konstrukcji, inaczej rzeczywistość języka. To rachunek zdarzeń, zwany również algebrą zdarzeń. Ta ustawiczna abstrakcja musi uzyskać solidność i stanowczość konkretu. Przypuszczalnie jest to możliwe poprzez inwersję, która charakteryzuje rynek instrumentów pochodnych i, ogólnie rzecz biorąc, pisarstwo. W istocie to pisarstwo przemienia w ciecz głębię otchłani i jej czerń.

"Abyss", Fortuné Penniman, dzięki uprzejmości artysty.

Pył

Jak pozbyć się Czarnej Skały? Jak wybrać między dwoma wytworami wyobraźni: przyszłym światem, który nie istnieje i tylko nas wabi, a myślą, która ustanawia siebie jako rzeczywistość na mocy zwykłej abstrakcji, poprzez ekstrakcję nieskończoności otchłani przy każdym wykonywanym kroku? Owszem, rzeczywistość myśli nie jest mniej wyimaginowana niż rzeczywistość nieistniejącego świata. Owszem, myśl to wyobraźnia. A jednak jej rzeczywistość ma tę przewagę, że jest jej właściwa. Jest konstruowana na każdym kroku. W końcu to kwestia odpowiednio skonfigurowanego czasu. Ujmijmy teraz inaczej nasze twierdzenie i powiedzmy, że wyłonił się nowy porządek czasu i poddał kategoryzacji nieskończoność konkretnej otchłani. Ten nowy porządek jest równy porządkowi myśli. Oscylacje i sprzeczności, których byliśmy świadkami, były przypuszczalnie po prostu zjawiskami czasu i należy wybrać między dwiema konfiguracjami czasu: konstruktywną ścieżką myślenia a chaotyczną nieskończonością otchłani.

Ostatnio ciśnie się na usta pytanie, które naznaczyło rytm naszej myśli: „Czy Czarna Skała znów nawiąże z nami kontakt, a jeśli tak, to kiedy?”. Nadeszła jednak pora, aby uznać to pytanie za czyste złudzenie, a kryjącą się za nim konstrukcję ujrzeć tylko jako rzeczywistość. „Ta konstrukcja jest w ścisłym sensie konstrukcją czasu”. Gdy opanujemy konstrukcję czasu – a do tego nieustannie dążymy poprzez uporczywą oscylację naszego pisarstwa – nie będzie już miało znaczenia, czy otchłanny świat u jej podstawy zasiedlony jest przez największą czy najmniejszą masę, przez Czarną Skałę czy też nieskończoną mgławicę pyłu, powstałą w wyniku jej ostatecznego starcia na proch. Wkrótce, w czasie, który został tak skonstruowany, słychać będzie tylko pieśń syreny – pieśń, która tym razem jest nam właściwa i pochodzi wyłącznie z naszej głowy, pieśń, która nie wymaga już tego, by nasze uszy zostały zalepione woskiem. Lepiej, to nie pieśń, lecz muzyka, morze spokoju dla myśli, która potrafiła odwrócić chaos i nieskończoność otchłani.

Czarnej Skały pozbędziemy się wtedy, gdy przemienimy natarczywą oscylację jej masy idealnie w muzykę, gdy całe pytanie o jej pojawienie się i zniknięcie, cała nasza oscylacja między światem, w którym ona istnieje, a światem, w którym nie istnieje, zbiegną się w jeden kurczący się interwał i jeden elementarny krok myśli. To wtedy właśnie gromka pobudka, natarczywa syrena, przeobraża się w dźwięk muzyczny. Czarnej Skale, która według własnych wyobrażeń jest masywna jak cały świat, pokazujemy, że jest na odwrót, że jej prorocza oscylacja pomogła nam opanować to, co najsubtelniejsze i najbardziej wyrafinowane, a mianowicie chwilę, następną chwilę zderzającą się ze światem, w którym wyobrażona jest Czarna Skała, sprawiającą właśnie, że staje się wyobrażona. Świat jest natarczywy i otchłanny, ale następna chwila staje się muzyką, gdy tylko zostaje skonstruowana przez myśl. Konstrukcja ta nie polega na zatkaniu sobie uszu, lecz na ustanowieniu morza, następnie okrętu, następnie masztu, do którego jesteśmy przywiązani, gdy słuchamy pieśni.

Czarną Skałę zapewniamy z całą mocą, że nigdy jej nie zapomnimy i nie wymażemy świata, w którym mogłaby istnieć. Wręcz przeciwnie, teraz urabiamy świat na własne kopyto; odciskamy jej piętno na odwrocie rzeczywistego świata i pozwalamy, żeby ich oscylacja zbiegła się w pojedynczej chwili naszej myśli. Właściwie to stwarzamy materię dzięki mocnemu prawu zbieżności i bijemy tę monetę jako czystą jedność – jako najgłębszą i najlepiej zakorzenioną jedność, którą możemy ostatecznie nadać naszemu czasowi. Czarnej Skale odpowiadamy, że jej wyobrażony, a nawet niewyobrażalny świat przeobraziliśmy – dosłownie poddaliśmy transmutacji – w rzeczywistość naszego czasu i harmonię naszej muzyki. W konsekwencji Czarna Skała przestaje być złudzeniem czy wytworem naszej wyobraźni, a staje się autentycznym elementem naszej myśli. Niemal możemy ją wezwać do konstytuowania innych czasów, abyśmy mogli poprowadzić nasz okręt ku widnokręgowi.

Nigdy nie zapomnimy Czarnej Skały, bo w każdej przyszłej przygodzie i każdej przyszłej wyprawie naszej myśli, w każdej przyszłej odysei czasu zawsze będzie obecna oscylacja i rozpoznawalny krąg Czarnej Skały – to znaczy chwila namysłu, którą zrodził dla nas jej otchłanny i nachalny świat.

Jeśli opanujemy czas, opanujemy wybuch. Chwila składa się wyłącznie z wybuchu, a przestrzeń i czas najlepiej zapełnia pył. Moc, którą pomógł nam okiełznać wybuch Czarnej Skały, koniec końców równa się mocy cofnięcia czasu. Zbudowaliśmy most i przeszliśmy ponad otchłanią. Świat Czarnej Skały stał się częścią materii naszej myśli, to jest częścią jej podłoża i przeszłości. Jeśli Czarna Skała kiedykolwiek jeszcze nawiąże z nami kontakt, odpowiemy jej pieśnią.

"The Rock", Fortuné Penniman, dzięki uprzejmości artysty.

Poeci

Uzbrojeni w moc czasu i biegłość zapewnianą przez siły chemiczne, czy mamy możliwość albo choćby ambicję, żeby stworzyć branżę? Skoro materia została stworzona poprzez odciśnięcie Czarnej Skały i jej utraty na obu stronach monety, a te dwie strony wznoszą dla naszej myśli most prawdopodobieństwa i przewidywania, precyzyjnie rzecz ujmując rygor i cierpliwość, inaczej zwane miarą, to czy będziemy mogli utrwalić tę materię? Jeśli Czarna Skała i jej utrata to dwa oblicza rzeczywistości, która konstruuje naszą myśl i pomaga jej stanąć pewną stopą ponad przepaścią na mocy ich oscylacji, to czy będziemy potrafili przeobrazić tę materię w prawdziwą branżę?

Czym miałaby być branża chwili w porównaniu z masywną konkretnością świata? Czym mogłaby być muzyka, która nadałaby sens natarczywości rozdarcia (świat z Czarną Skałą lub bez niej) i odcisnęła to w pamięci? Czym mogłaby być kompozycja, w której masywna oscylacja Czarnej Skały byłaby niczym więcej jak muzyczną reminiscencją, a więc tylko tematem? Czy uczciwie będzie powiedzieć, że nasza branża to branża przewidywań, a nasza materia to materia czasu?

Zawsze dopuszczaliśmy do siebie myśl, że branża wyceny instrumentów pochodnych, w której działamy, to wyrafinowanie materii, a nawet stylu pisania, zaś każda inna branża, która wybrała przyszłość i prawdopodobieństwo wystąpienia określonego zdarzenia jako swoje tworzywo, w ostatecznym rozrachunku będzie rywalizować z naszą pod względem stopnia wyrafinowania i piękna stylu. Ale teraz, po przekonfigurowaniu czasu i przeobrażenia Czarnej Skały w muzyczny pył, nabraliśmy przeświadczenia, że nasze dwie branże nigdy nie były porównywalne i nie miały wspólnego świata.

To niezgodność rejestrów i kategorii logicznych uniemożliwia w takim przedsięwzięciu jak nasze zawarcie układu lub choćby nawiązanie więzi z Czarną Skałą, która runęła całą swoją masą w otchłań. W konsekwencji to żadna tajemnica, że Czarna Skała powinna zniknąć, a jej utrata nie powinna mącić naszej myśli. Po prostu nasz muzyczny świat przejął wodze. Wystarczy, że odzyskamy wyrafinowanie i rygor naszej techniki wyceny, a świat będzie światem, w którym Czarna Skała zmieniła się w pył.

Jak zawsze największa trudność leży w rozdziale rejestrów czasu. Czas to odwrotność otchłani. Podczas gdy wszystkie rzeczy wpadają w otchłań i ulegają rozproszeniu na nieskończone detale, podczas gdy rzeczy ulegają zatrzymaniu, gdy runą w otchłań, na niepomiernie różnych poziomach i wysokościach, to w odróżnieniu od tego czas zdaje się nadawać im z powrotem pewną jedność; nadaje im unikatowy upływ czasu. Czas to otchłań bez głębi, otchłań odwrócona horyzontalnie, w której wszystkie rzeczy zdają się przemijać jednocześnie i mieszać się ze sobą. Tak oto Czarna Skała i my spotkaliśmy się w czasie i na moment uraczyliśmy rozmową. Trudność polega na zweryfikowaniu – w istocie orzeczeniu – że nasz dialog składał się wyłącznie z rozdźwięku i że żaden z tych światów, o których mówiliśmy, choć wydawało się, że podążają za sobą nawzajem, w istocie nie podążał za poprzednikiem i nie respektował jego porządku.

Nasza branża rozplątuje wątki niezgodnych światów i odnajduje muzykę w hałasie albo, gorzej, w natarczywości. Nauczyliśmy się języka i skonstruowaliśmy czas, w którym wreszcie możemy powiedzieć, że Czarna Skała faktycznie nie istnieje, ale mogła istnieć po drugiej stronie świata, który trzymamy w dłoniach lub mamy przed oczami.

Pyłu z Czarnej Skały używamy do wyrobu kohlu, a więc czarnego barwnika, którym malujemy oczy. Wytyczamy przed naszymi oczami szlak, za którym możemy podążać spojrzeniem; po prostu piszemy muzykę, której znowu będziemy słuchać w spokoju.

Nasza branża polega na włożeniu z powrotem gigantycznego świata do urny i sprawieniu, że natarczywość chaosu wpasuje się na nowo w dźwięk muzyczny. Spotykamy się ze światem z pewnym stopniem wyrafinowania charakterystycznym dla wyceny instrumentów pochodnych i w rezultacie możemy chodzić po ulotnych powierzchniach. Samo to określenie wystarczyłoby, gdyby poddane zostało analizie, żeby ukazać niezgodność między naszą branżą a Czarną Skałą. W świecie Czarnej Skały nasza muzyka stworzona jest tylko z ciszy, a ten tekst składa się wyłącznie z pyłu.

Tłumaczenie z języka angielskiego: Robert Sudół

BIO

Elie Ayache urodził się w 1966 w Libanie. Studiował inżynierię na paryskiej École Polytechnique, a następnie pracował jako makler opcji na giełdach MATIF (19871990) i LIFFE (19901995). Zainteresowanie filozofią prawdopodobieństwa skłoniło go do podjęcia studiów podyplomowych na Sorbonie. Następnie zwrócił się ku technologii wyceny instrumentów pochodnych, co zaowocowało w 1999 r. założeniem firmy ITO 33, produkującej oprogramowanie finansowe. Dzisiaj ITO 33 wiedzie w dziedzinie wyceny obligacji zamiennych, zadłużenia firm i ogólnie kalibracji oraz rekalibracji powierzchni zmienności. Ayache opublikował wiele artykułów na temat filozofii kontyngentnych roszczeń. Autor książek The Blank Swan: The End of Probability (2010) oraz The Medium of Contingency: An Inverse View of the Market (2015).

Pozostało 80% tekstu