*Pełna wersja tego eseju opublikowana została przy okazji XII Bałtyckiego triennale realizowanego przez Centrum Sztuki Współczesnej z Wilna w 2015 roku.

Klatka z filmu "Wyczekiwanie" autorstwa Witalija Strigunkowa. Napis głosi: "To był moment, w którym wydawało się, że imperium sowieckie zostało pogrzebane i już nie powróci". Dzięki uprzejmości artysty



„Przygotuj się na przyszłość” – głosi imperatyw życia codziennego, który kształtuje jednostkę moralną, odpowiedzialną i obiecuje dobrobyt, przynosząc jednocześnie nadzieje i złudne poczucie kontroli. Podczas gdy krótkowzroczność gani się w polityce, finansach i życiu codziennym, ekonomiści nadal cytują słynne słowa Johna Maynarda Keynesa o tym, że „na dłuższą metę wszyscy będziemy martwi”. Przyszłość wydaje się być zatem utopijnym horyzontem, który oddala się w miarę jak staramy się doń zbliżyć – a jednak tak wiele działań podejmuje się w jej imieniu. Media roztrząsają na przykład hipotezę dotyczącą wymierania litewskiego języka i narodu, mającą sens jedynie jako zagrożenie lokowane w przyszłości. Młode kobiety są coraz częściej zachęcane do wczesnego rodzenia dzieci, a nie zwlekania z tym do czterdziestki. Tego typu rady i zalecenia mieszczą się w logice stada, a także genetyki. Reguły gramatyki dla języka i zachowania są abstrakcyjne, ale muszą być wcielane w życie tu i teraz, nie jutro czy pojutrze. Przyszłość brutalnie wdziera się w teraźniejszość, nie zostawiając żadnych alternatyw.

Z jednej strony mówi się nam, byśmy cieszyli się chwilą zgodnie z sentencją carpe diem. Z drugiej popularność ruchu uważności (mindfulness) sugeruje istnienie nakierowanego na przyszłość wyboru moralnego, wyrazu pragmatyzmu, który ma zapewnić człowiekowi długowieczność poprzez zmniejszenie stresu wynikającego z faktu, że przyszłości nie znamy i nie mamy na nią żadnego wpływu.

Przyszłość jest pełna paradoksów. Na przykład przyszłość, która kształtuje się dzisiaj, nie należy do naszego pokolenia; dziesięciolatek ma przed sobą zapewne przynajmniej o pięćdziesiąt lat przyszłości więcej niż sześćdziesięciolatek. Ci, którzy doświadczą przyszłości w większym stopniu niż my, nie mają w jej sprawie nic do powiedzenia. O przyszłości decydują ci, których najmniej ona dotyczy.

Podczas gdy w krajach unijnych powstają parlamentarne komisje poświęcone prawom przyszłych pokoleń, teoretycy polityki odrzucają samą ideę jako sprzeczną z demokracją – ale wyłącznie z powodu technicznych problemów z realizacją zasady przedstawicielstwa. Nawet jeżeli jesteśmy w stanie zdefiniować pewne interesy nadchodzących pokoleń – takie jak ochrona środowiska czy równowaga w eksploatacji zasobów naturalnych – to niemożliwe jest demokratyczne ustanowienie ich politycznej reprezentacji. Argument jest prosty: jako że przyszłe pokolenia nie mogą finansować swoich przedstawicieli w partiach politycznych, nie mogą też funkcjonować w dzisiejszych parlamentach jako podmioty zdolne do oceny, jak reprezentowane są ich interesy. Z jakiegoś jednak powodu sytuacja wydaje się niesprawiedliwa.

Co możemy zrobić w związku z tą paradoksalną i nieuniknioną naturą przyszłości? Kwestia ta zajmuje ludzkość od dawna. W starożytnym Rzymie przyszłość wróżyło się z lotu ptaków; w XX wieku powstała zupełnie nowa gałąź nauki, mająca radzić sobie z niepewnością przyszłości: futurologia, inaczej zwana prognostyką.

Dzisiaj futurolodzy i inni eksperci od przyszłości znajdują zatrudnienie w firmach ubezpieczeniowych, funduszach inwestycyjnych, marketingu i doradztwie politycznym. W swojej pracy wykorzystują różne metody: statystyczne prognozowanie nadchodzących trendów, scenariusze alternatywne czy modelowanie komputerowe. Przemysł futurologiczny to duża i rozwijająca się branża, obejmująca setki, jeżeli nie tysiące think tanków i firm konsultingowych.

A jednak ta mnogość nie oznacza konkurowania o jedyną prawdziwą przyszłość, którą można by przewidzieć i poddać kontroli, czerpiąc tym samym korzyści w czasie teraźniejszym. Sensowniej byłoby pomyśleć o kohabitacji, możliwości wielu różnych stanów przyszłościowych, które współistnieją i współzawodniczą ze sobą.

Choć niewątpliwie brakuje nam poręcznych codziennych schematów myślenia o przyszłości mnogiej, niektórzy filozofowie zaproponowali w tym względzie użyteczne koncepcje. Interesującą teorię przedstawiła na przykład urodzona w Niemczech socjolożka Barbara Adam, która wprowadza rozróżnienie na „teraźniejsze przyszłości” i „przyszłą teraźniejszość”.

Może to brzmieć niejasno, ale zasada jest w istocie prosta i całkiem intuicyjna. Idea teraźniejszych przyszłości to najprostsza metoda skonceptualizowania tego, co ma nadejść, której kluczowym warunkiem jest dostępność wszechstronnej wiedzy na temat określonego zjawiska obecnego. Może to być na przykład demografia danego miasta, w tym liczba ludności, dane historyczne ukazujące zmiany tejże, czy czynniki wpływające na skalę owych zmian i ich tempo. Opisując daną populację w kategoriach matematycznych, jesteśmy w stanie mniej lub bardziej precyzyjnie prognozować przyszłe zmiany w czasie: kwartalne, roczne, dziesięcioletnie, i tak dalej. Takie prognozy statystyczne opisują przyszłość teraźniejszego zjawiska zgodnie z określoną skalą czasową. Z drugiej strony należy pamiętać, że skale czasowe nigdy nie są arbitralne; okres pięciu, dziesięciu czy trzydziestu lat zawsze wybierany jest strategicznie. Długo- i krótkoterminowe prognozy są również wpisane w działania instytucjonalne, takie jak wybory parlamentarne (cykl czteroletni) czy budowa infrastruktury (około trzydziestu lat).

Przyszła teraźniejszość Barbary Adam to koncepcja zasadniczo odmienna, wyrażająca przekonanie, że istnieje coś zupełnie nowego i trudnego dzisiaj do uchwycenia, co jednak w którymś momencie się wyłoni. Jednak źródłem tej nieznanej przyszłości jest zasadniczo dzień dzisiejszy. Rozpoznanie przyszłej teraźniejszości jest trudniejsze od dostrzeżenia teraźniejszej przyszłości. Jeszcze trudniej przekonać kogoś, że to, co obserwujemy, jest przyszłą teraźniejszością. To właśnie ten rodzaj wątpliwości, czy przyszłość jest obecna w dniu dzisiejszym, wyrażają sceptycy zmiany klimatu. Na przyszłe teraźniejszości można również spojrzeć jak na znane niewiadome albo słabe sygnały. Niektórzy eksperci objaśniają ten rodzaj przyszłości za pomocą wyszukanych metafor. Zainspirowana biologiczną teorią ewolucji hipoteza „czarnego łabędzia” autorstwa Nassima Nicholasa Taleba głosi, że przypadkowe zjawiska mogą odegrać nieproporcjonalnie wielką rolę w definiowaniu realiów przyszłego świata. To właśnie takich zjawisk nie są w stanie ujawnić statystyczne serie czasowe.

Jak łączą się z tym czarne łabędzie? Pisząc te słowa zaczynam martwić się, że moja charakterystyka przyszłości jest nazbyt techniczna. Każdy w jakimś stopniu przejmuje się przyszłością, jednak dostępne sposoby namysłu nad nią wydają się formalne, odstręczające i nazbyt odległe od myślenia zdroworozsądkowego. Wielu uważa, że zanadto polegają one na zwyczajowych formach gramatycznych jest – było – będzie i ich możliwych przekształceniach i zaprzeczeniach. Przyszłość zwielokrotniona wydaje się być niepotrzebną komplikacją naszego ujętego w formy ugramatyzowanego porządku czasowego. Prawdopodobnie po to, by przyciągnąć uwagę opinii publicznej, naukowcy sięgają po strategie marketingowe, ubierając swoje idee w kostium śmiałych metafor. Czarne łabędzie to przypadkowe zjawiska, które mogą silnie wpłynąć na ustalony porządek (przekonanie, że wszystkie łabędzie są białe).

Z drugiej strony przyszłe teraźniejszości mogą być zupełnie niezauważalne dzisiaj, istniejąc jako nieznane niewiadome. Jeszcze ciekawszą alternatywę proponuje ewolucyjna teoria katastroficznej zmiany poprzez bifurkację, zgodnie z którą układ może przejść w zupełnie nowy stan, tracąc jednocześnie pamięć wszystkich poprzednich. Takiej przyszłości nie da się poznać, a więc i podjąć wobec niej odpowiednich działań. Co najbardziej uderzające, przyszłość taka może wcale nie mieć przeszłości.

Nie są to nowe idee, a jedynie krótki przegląd podstawowych koncepcji wypracowanych przez futurologię i teorię systemów od lat 40. XX wieku. Choć historia studiów nad przyszłością liczy już sobie ponad pół wieku, idea przyszłości mnogiej zdaje się być ograniczona do raczej wąskiego kręgu specjalistów. Wielu ludzi zainteresowanych poznaniem swych teraźniejszych przyszłości odwiedza wróżbitów, a także specjalistów w instytucjach zajmujących się ochroną zdrowia i finansami. Doradztwo w zakresie teraźniejszych przyszłości jest najbardziej dochodową i psychologicznie akceptowalną praktyką. Wiele religijnych systemów opiera się na przepowiadaniu teraźniejszych przyszłości – ale to samo dotyczy prognoz rynku finansowego, szacunków światowych zasobów surowców energetycznych czy ekstrapolacji zmian klimatu. Eksperci spekulują, jak długo będą trwały obecne zjawiska i pod jakimi warunkami możliwa jest ich zmiana. Ten sam model konceptualny stosuje się przy inwestowaniu w sztukę, próbując odgadnąć, jakie trendy są w danym momencie najbardziej obiecujące.

Spędziwszy trzy lata na badaniu historii myślenia o przyszłości, jestem zaintrygowana faktem, że większość ludzi zdradza tu swego rodzaju analfabetyzm – nie dysponuje nie tylko słownictwem, ale i koniecznymi intelektualnymi modelami. W życiu codziennym i zawodowym przyszłość obserwuje się z pozycji mitycznej Kasandry, tak jakby istniała ona sama w sobie i dało się ją podejrzeć niczym przez dziurkę od klucza. Przyszłość wydaje się domknięta, określona przez dzisiejsze wysiłki, a co najmniej przez genetykę. Nawet hollywoodzkie filmy wykorzystujące motyw podróży w czasie ignorują złożoność przyszłości, odwołując się w zamian do modelu teraźniejszej przyszłości i teraźniejszej przeszłości (to znaczy podróży przez chronologiczne etapy).

Przyszłość nie jest jednak pustą, autonomiczną formą. Żyjemy w zapętleniach, które można by nazwać przyszłościami albo multi-przyszłościami. Przyszłość tworzy się w każdej chwili: każda opowieść czy bit informacji na temat przyszłości już na nią wpływa. Dobrym przykładem performatywnej mocy zaangażowania w przyszłość jest George Soros i jego teoria refleksywności w odniesieniu do rynków finansowych. Według Sorosa wiara w istnienie obiektywnej informacji – rzekomo umożliwiająca maklerowi przewidywanie i kontrolowanie przyszłych cen – jest nie tylko głupia, ale i niebezpieczna, jej efektem jest bowiem cykl hossy-bessy, napędzany samospełniającą się przepowiednią. Próby przewidywania, jaka będzie przyszłość dzisiejszej sztuki albo jak może wyglądać sztuka przyszła, są do tego podobne. Decyzje tego rodzaju wywołują nielinearne procesy, których efekty z pewnością odbiegają od oczekiwań.

Sądzę, że koncepcja przyszłości mnogiej może być przydatna przy interpretacji części projektów artystycznych prezentowanych w ramach XII Triennale Bałtyckiego w Centrum Sztuki Współczesnej w Wilnie. Prace te odnoszą się w jakiś sposób do opisanych powyżej założeń. W ten właśnie sposób interpretuję Wyczekiwanie, film Witalija Strigunkowa, w którym wiceprezydent USA ociąga się z wysiadaniem z samolotu na wileńskim lotnisku, powodując zamieszanie w nadawanej na żywo relacji telewizyjnej. Film Strigunkowa dokumentuje stopniowe wytwarzanie się nowej, improwizowanej teraźniejszości, która ma zrekompensować to, że oczekiwana przyszłość nie doszła do skutku.

Klatka z filmu "Wyczekiwanie" Witalija Strigunkowa. Przedstawia samolot, którym wiceprezydent USA przyleciał do Wilna. W otwartych drzwiach lada moment ma stanąć gość. Dzięki uprzejmości artysty.

Klatka z filmu "Wyczekiwanie" Witalija Strigunkowa (2015). Prezenterzy litewskiej telewizji komentują w studiu okoliczności wizyty wiceprezydenta USA czekając aż wyjdzie ze swojego samolotu. Dzięki uprzejmości artysty.

Witalij Strigunkow, "Wyczekiwanie", (2015). Dzięki uprzejmości artysty.



I rzeczywiście – ekscytujące innowacje są zwykle skutkiem ubocznym procesu świadomego przygotowywania się zarówno na przyszłą teraźniejszość, jak i teraźniejszą przyszłość. Barbara Adam hoduje peonie w Walii. Bruno Latour mobilizuje naukowców i artystów, by przeprojektowywali instytucjonalne pętle, w których krąży teraźniejszość przyszłości globalnego klimatu. Mnie osobiście inspiruje zasada cybernetyczna: im więcej refleksywności wykazujemy, zarzucając nasze pętle tego, co ma się zdarzyć, tym więcej przyszłości zdołamy pomieścić.

Tłumaczenie z języka angielskiego Marcin Wawrzyńczak


BIO

Egle Rindzevičiūtė jest starszą wykładowczynią kryminologii i socjologii na Uniwersytecie Kingston w Londynie. Wcześniej wykładała w Instytucie Nauk Politycznych w Paryżu. Studiowała historię, zarządzanie i nauki polityczne na Akademii Sztuk Pięknych w Wilnie, w Moskiewskiej Wyższej Szkole Nauk Społecznych i Ekonomicznych oraz na Uniwersytecie Środkowoeuropejskim w Budapeszcie. Następnie obroniła doktorat w dziedzinie kulturoznawstwa na Uniwersytecie w Linköping w Szwecji.
Po uzyskaniu stopnia doktorskiego wykładała i prowadziła badania na Uniwersytecie De Montfort w Leicester w Wielkiej Brytanii, w Göteborskim Instytucie Badawczym na Uniwersytecie w Göteborgu w Szwecji, Katedrze Badań nad Kulturą i Zmianą Społeczną na Uniwersytecie w Linköping oraz Instytucie Nauk Politycznych w Paryżu.
Była wizytującym pracownikiem naukowym Norweskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych (NUPI), Uniwersytetu w Bremie, Uniwersytetu Humboldtów w Berlinie oraz Uniwersytetu w Göteborgu.
Jej najnowsza książka The Power of Systems: How Policy Sciences Opened Up the Cold War World (Cornell University Press, 2016) opowiada o tym, jak naukowcy ze Wschodu i Zachodu wykorzystywali ponadnarodowe sieci kontaktów i technologie komputerowe do budowy intelektualnych i instytucjonalnych ram globalnego systemu rządów. Obecnie pracuje nad monograficzną publikacją Predicting Russia: The Politics of Anticipatory Governance.