Konserwatyści mają skłonność do postrzegania sztuki współczesnej, czy też „sztuki konceptualnej”, jako wyrazu niedociągnięć kultury, wynikających z braku „piękna”. Gdy sztuka abstrakcyjna przedstawiana jest publiczności, często słyszy się stwierdzenia typu „dziecko zrobiłoby to lepiej”. Ze sztuką polityczną jest jeszcze gorzej. Gdy ludzie są świadkami czegoś, co uznają za prowokacyjne, mówią czasami: „To ma na celu tylko ranić”. Na tej samej zasadzie w tego typu rozważaniach pojawia się figura lingwistyczna: „To jest tak kiepsko wykonane, że to nawet nie jest szuka”. Brak „piękna” może skłaniać do stawiania pytań o zasadność sztuki w ogóle.
Ten bezlitosny odbiór sztuki współczesnej może objawiać się faworyzowaniem rzemiosła, co można łączyć z ogólną tendencją tego środowiska do faworyzowania tradycji, zwłaszcza tradycji podtrzymującej instytucje politycznej wolności, czy też – w ich perspektywie – polityczne status quo.
Ale w sztuce współczesnej może w ogóle nie być żadnego przedmiotu. Może to być happening, doświadczenie pamiętanie jedynie przez uczestników i opowiadane innym. Lub też gotowy przedmiot z jakiegoś wydarzenia, które miało już miejsce. Nieświadomość tego zagadnienia może stanowić właśnie zagrożenie dla tradycyjnych wolności uznawanych, które w opinii konserwatystów są podważane przez sztukę współczesną.
Chiński artysta-dysydent Ai Weiwei daje przykład tego ostatniego twierdzenia w kilku swoich pracach. Oczywistym przykładem jest praca „Straight” (2008-2012), składająca się z żelaznych kawałków, które zostały wydobyte z betonowych części zniszczonych budynków. Te 90 ton rozciągniętego, zardzewiałego żelastwa zostało ocalonych z ruin szkoły, którą zburzyło trzęsienie ziemi. Odkryto bowiem, że budynki posiadały strukturalne wady, będące skutkiem zaniedbań wynikłych z korupcji, co doprowadziło do śmierci setek młodych ludzi. Rząd wymazał skandal z przestrzeni publicznej, a „Straight” podróżuje po całym świecie, by powiedzieć prawdę o tych wydarzeniach.
W filmie „The Fake Case” (2013) Ai Weiwei tworzy dzieło mające jeszcze mniej wspólnego z rzemiosłem w tradycyjnym sensie. Państwo chińskie celem nadzoru umieściło agentów w pobliżu domu artysty. W jednej scenie odkrywa on dwóch takich agentów siedzących w ciemnej alejce nieopodal jego drzwi wejściowych. Mężczyźni w pośpiechu opuszczają miejsce, gdy orientują się, że ekipa filmowa próbuje ich nagrać. Zostawiają po sobie wypełnioną do połowy popielniczkę, którą Ai Weiwei zabiera, by później pokazywać na wystawie jako dzieło sztuki.
Ten przedmiot – popielniczka – jest oczywiście jedynie nośnikiem historii. Pytanie o estetykę w kategorii rzemiosła jest tutaj właściwie nieistotne.
Zarówno popielniczka, jak i stalowe elementy z projektu „Straight”, przenoszą historie, które miały miejsce w rzeczywistości. Są nośnikiem prawdy skonfrontowanym z kłamstwami skorumpowanego politycznego reżimu. Łatwo jest dostrzec kontrast między niematerialnymi własnościami danego obiektu (czyli przedstawiane historie) i ich własnościami materialnymi (stal i plastik).
Chociaż to nie sztukę polityczną miał na myśli angielski filozof R. G. Collingwood w książce „The Principles of Art” (1936), to jednak daje on nam w niej użyteczny wgląd w to zagadnienie.
To dzieło sztuki, na które natrafiają nasze zmysły – pełne kolorów płótno, brzmienie trąb i strun, litery na kartkach itp. – nie jest w rzeczywistości właściwym dziełem sztuki. Te materialne manifestacje mogą nas dopiero doprowadzić do właściwego dzieła. Jest ono samo w sobie całkowicie niematerialne; tkwi ono – jak wyjaśnia Collingwood – w wyobraźni artysty. To, co potocznie nazywamy „dziełem sztuki” jest zatem zbiorem narzędzi, które mogą nam dać dostęp do dzieła. Własności, które uchwytujemy zmysłami, stają się przewodnikiem naszej wyobraźni.
To znaczy: one mogą spełnić taką funkcję, jeśli poświęcimy im naszą uwagę. Dzieło sztuki, wyjaśnia dalej Collingwood, jest zatem stworzone na gruncie współpracy między artystą i jego odbiorcami. Nasz odbiór sztuki jest aktywnością, która odgrywa rolę w tworzeniu dzieła, które postrzegamy.
Oczywiście, nie dzieje się tak w przypadku każdego dzieła sztuki. Jedynie w pracach, które wywołują u nas pewne poczucie rozpoznania. Sztuka, mówi Collingwood, jest „symboliczną artykulacją doznań emocjonalnych”. Nie znaczy to, że artysta wykorzystuje sztukę jako nośnik pewnego uczucia; byłoby to rzemiosłem („komunikacją”).
Wręcz przeciwnie, artysta odkrywa emocjonalne doświadczenia w trakcie tworzenia dzieła, które artykułuje te doznania. A także umożliwia ich odkrycie przez publiczność. Gdy tak się dzieje, dzieło powoduje podziw i zdumienie. Jednak nie z powodu swoich materialno-estetycznych własności; może być ono low-fi (ang. low-fidelity - niska dokładność) lub klasyczne. Rdzeniem dzieła będzie w takim przypadku doświadczenie prawdy albo prawdziwość w nim zawarta.
O prawdzie możemy więc powiedzieć, że jest „pięknem” w sztuce. Nie implikuje to, że artysta komunikuje jedną konkretną prawdę dotyczącą jakiegoś zagadnienia. Implikuje to jedynie prawdziwość zawartą w samym doświadczeniu i jego artykulacji.
Każde konkretne doświadczenie emocjonalne jest w pewnym sensie prywatne. Jednak emocjonalne doświadczenia w ogóle są czymś, czym dzielimy się jako istoty żywe. A zatem osobiste doświadczenie emocjonalne posiada pewien aspekt transcendencji, w którym tkwi połączenie między doświadczeniami artysty i doświadczeniami odbiorców.
W pracach rodzaju „Straight” doświadczenie niematerialnych własności pracy jest odmienne niż w koncepcji Collingwooda, według której odbiorca rozpoznaje emocjonalne doświadczenia. Nasza wyobraźnia jest kierowana w stronę doświadczeń innych ludzi – doświadczeń czegoś, co zdarzyło się w pewnym historycznym momencie i w pewnym geograficznym miejscu. Zamiast wywoływać nasze prywatne doświadczenia emocjonalne, praca daje nam wiedzę na temat polityki i historii, łącząc nas z doświadczeniami ludzi, którzy przeżyli pewien łańcuch zdarzeń.
Gdy prawda jest poszukiwanym przez nas pięknem, dzieło sztuki może być proste, jeśli chodzi o materiały, i desakralizujące (czy nawet wulgarne) w swojej treści. Może w nas wywoływać uczucia gniewu lub bólu, czy też oba te uczucia. Zamiast urzeczywistniać powszechne doświadczenia emocjonalne w sensie egzystencjalnym, praca może konfrontować się z wartościami odbiorcy, jego światopoglądem czy zaufaniem do autorytetów. Ludzie mogą dążyć do zniszczenia tych prac, a przynajmniej do uniemożliwienia artyście ich wystawiania („cancel culture”). Gniew, którego przyczynę dostrzega się w dziele sztuki, może sam w sobie przekonywać innych ludzi – tych, którzy danej pracy nawet nie widzieli – że artysta jest osobą niebezpieczną i (z tego powodu) powinien być „unieważniony” („cancelled”), a być może nawet ukarany. Niektórzy ludzie o takim usposobieniu mogą nawet bagatelizować śmierć takiego artysty, mówiąc, że „ma za swoje”.
Chęć dyscyplinowania i normowania artysty z powodu jego pracy jest często określana jako „polityczna poprawność”. Te emocjonalne reakcje mogą być rozumiane w kategoriach tego, co Nico Frijdman określił mianem „prawami emocji”. Jedno z tych praw, „Prawo najlżejszego ładunku”, mówi, że pewni ludzie są wolą zaakceptować kłamstwo, które rani, niż prawdę, która rani jeszcze bardziej.
Artyści są „wywoływani” i oskarżani o posiadanie – lub przynajmniej wyrażanie – niebezpiecznych opinii; albo o posiadanie niewłaściwych przyjaciół lub niewłaściwych manier. Rzeczywista treść jest zawsze w takich sprawach szczątkowa. Oskarżenia są zwykle oparte na pomówieniu. A jednak niosą ze sobą ponure konsekwencje dla tych, którzy stają się obiektem tych oskarżeń.
W ubiegłym roku szwedzki reżyser teatralny popełnił samobójstwo po sześciomiesięcznej internetowej „gównoburzy”, w ramach której oskarżany był o niewłaściwe zachowanie. Oczyszczono go formalnie z zarzutów, ale kampania gniewu narastała i w konsekwencji doprowadziła do jego śmierci. Åsa Lindeborg, redaktor głównego wydania Aftonbladet, żałowała później swego udziału w tym przykrym wydarzeniu.
Pod koniec kwietnia tego roku angielski tancerz i choreograf Liam Scarlett został znaleziony martwy kilka godzin po tym, jak Teatr Królewski w Kopenhadze odwołał jego przedstawienie „Frankenstein”. Nastąpiło to po skargach na zachowanie choreografa, chociaż formalnie został on uniewinniony. Najwyraźniej przedstawienie zostało odwołane ze strachu przed internetowymi atakami na tę instytucję.
W tych przypadkach związane ze sztuką instytucje podejmują ze strachu nieadekwatne działania. Wydają się być zaskoczone i instynktownie szukają wyjścia w ukorzeniu się w „politycznej poprawności” zamiast starać się skonfrontować z oskarżycielem. W efekcie oddają się temu bolesnemu złudzeniu (że oskarżenia przeciwko artyście są równoznaczne z niemożliwością dalszej współpracy), aby uniknąć jeszcze boleśniejszych kłamstw w ramach spodziewanej „gównoburzy” w internecie.
W tej nowej schizmie gniew przeciwko sztuce nie jest powodowany samymi dziełami sztuki, ale odbiorem zachowania jednostek związanych z produkcją danego przedstawienia lub filmu, z publikacją książki, itd. Odwraca się uwagę od sztuki, a w zamian to właśnie artyści są wciągani w gwałtowny wir życia społecznego i politycznego.
Aktorzy na scenie świata sztuki (szczególnie instytucje) wydają się być stale przyłapywani i zaskakiwani atakami tego rodzaju. Potrzebna jest ponowna odważna artykulacja zasadności sztuki jako opartej raczej na prawdzie niż pięknie w tradycyjnym rozumieniu rzemiosła. Brak takiego uzasadnienia spowoduje, że polityczna cenzura pod szyldem „poprawności politycznej” przejmie władzę nad dziedziną intelektualnej wolności. Będzie to skutkowało ludzkim cierpieniem, okrajaniem wolności słowa i obaleniem demokratycznych instytucji.
Rysunek: Ignacy Czwartos
Tłumaczenie: Antoni Śmist